Grecki teatr mroku zaprasza na przedstawienie!
Dawno mnie w Grecji nie było. Tak się akurat złożyło, iż, zespół Asakta 17 stycznia 2023 roku wydał swój drugi album zatytułowany The Abyss Of Existence. Mając już do czynienia z grecką sceną mam pewne oczekiwania. Ciekawe czy to będzie tragedia albo komedia. A może ,,eureka”?
Album otwiera ,,Theatre of Lies”. Wstęp jest siarczysty, wraz z dynamiczną perkusją. Riffy też są różnorodne, pochodzące nawet pod trash, już to lubię. Wokal też jest niezły, choć nieco niewyraźny, ale technicznie bez zarzutu. Jednak headbanging się uruchomił. Jest dobrze. Tym bardziej że nie słyszę tu żadnych inspiracji. Otwarcie mistrzowskie z lekkim niedosytem. ,,Howling” zaczyna się znowu innym riffem. Znowu połączenie blacku z hardrockiem. Jednak słychać drobną inspirację legendarnym Rotting Christ. Dawkowane są tu też stopniowo emocje, co sprawia, iż, słucha się tego z dziwną ,,lekkością”. Jest coraz lepiej. ,,The Masque” jeśli chodzi o wstęp to ewidentnie kontynuowane motywu z poprzedniej kompozycji. Wokal też zdaje się wyraźniejszy. Brzmieniem skręca to coraz bardziej w kierunku coraz lepszego atmospheric black metalu. Potwierdzają to, chociażby w trafione w punkt przejścia i płynne zmiany gitarowe. W odpowiednim momencie wraca też dynamika. ,,The Black Bird” to lekki zwrot, sama muzyka wydaje się nieco transowa, do tego dobra solówka gitarowa. Headbanging u mnie znowu powraca. Tak samo popis trash owych gitar. Bębny nawiązują trochę do klimatu wojny. W ,,Eternal Dark (R.I.P)” znowu robi się bardziej melancholijnie i przygnębiająco. Ciekawe instrumentalne intro. Trochę szkoła drugiej fali black metalu się kłania. Swoją drogą wstęp było nieco zbyt długi. Poza tym sam nastrój został utrzymany.
Płytę kończy kompozycja tytułowa ,,The Abyss Of Existence” i przedstawia to, co, wskazuje tytuł. Rozważania o sensie istnienia, podszyte znowu amtospheric black metalem dobrej jakości.
Szczerze debiut greckiego zespołu Asakta zaskoczył mnie pozytywnie. Mało było inspiracji, Kostas dobrze dopasował wokal, różnorodność riffów, kiedy to było potrzebne. Partie perkusyjne Dimitrisa też trafione, bas Theofiliosa również. Okładka autorstwa Nihila, ale tego artysty z Francji, a nie z Polski, dała radę. Sam album składał się z odpowiednich aktów. Nie była to ani grecka tragedia, ani komedia, tylko dobra grecka sztuka, którą polecam przesłuchać. Naprawdę warto.
8/10
Kacper Sikora ,,Relevart”