Chaos (nie do końca) atrakcyjny
Włosi to absolutni mistrzowie w wielu dziedzinach. Mają jedną z najlepszych piłkarskich lig na świecie, pyszne jedzenie, wybitną kulturę i umieją jak mało kto w epic-symphonic-power metalowe. Jednak nie zawsze w wymienionych gatunkach trafią się perełki. Często zespoły są po prostu miałkie i nie wzbudzające takich emocji jak zasłużeni włoscy reprezentanci gatunku wymieniając tu chociażby Rhapsody of Fire czy Elvenking. No i wszystko często rozbija się o to, że granie danego zespołu jest tak cukierkowe, że aż powoduje próchnicę. I trochę jest tak z płytą „The Fire Between Us” zespołu Attractive Chaos.
Ta grupa to bardzo świeży temat na rynku gdyż istnieją raptem rok i już przygotowali swoje pierwsze wydawnictwo, czyli krótką EP-kę składającą się z sześciu utworów. Jednak czy jest coś w tej muzyce co mnie porywa i zachwyca? Absolutnie nie. Materiał nagrany ok, produkcja w porządku ale nie ma tego błysku do słuchacza i tajemnicy jakiej bym oczekiwał. Jak w przypadku wielu tego typu zespołów kilku facetów gra na wokalistkę, która niczym Robert Lewandowski ma „strzelać gole” czyli przyciągać uwagę urodą i głosem. Ale jak mawia stare przysłowie „Nie wszystko złoto, co się świeci” i poza kilkoma momentami w poszczególnych utworach uznaję debiut Attractive Chaos za mocno średni. Przegryzłem się przez te sześć utworów bez problemu, bez wyzwania, bez poczucia, że prezentowana mi muzyka jest w jakiś sposób mądrzejsza ode mnie i mogę z niej wyciągnąć dużo wartościowych rzeczy. Jednak niestety, nie w tym przypadku.
Debiut Attractive Chaos porównałbym do zjawiska jakim jest tzw. Muzak. Czyli najzwyczajniej mówiąc muzyka tła, coś co nie przykuwa uwagi podczas robienia zakupów czy czekania w kolejce w jakiejś instytucji. Moim zdaniem nawet nie sprawdzi się jako muzyka do treningu na siłowni gdzie utwory power/epic metalowe autorstwa legend gatunku potrafią dać mocnego kopa do działania. Zespół stara się zbudować jakąś atmosferę i tego nie można im odmówić. Są momenty chwytliwe i przyjemne w takich utworach jak „Before You Hit The Ground”, „As You Are” czy chyba najlepszym z całej szóstki, kończącym płytę „The Storm” gdzie w niektórych miejscach mocno pachnie mi Kamelotem i Epiką. Ale poza tym nie ma się nad czym rozpływać. Ot, kolejny melodyjny projekt który na razie nie przykuwa większej uwagi. Nie mówię jednak, że tak będzie cały czas bo może na kolejnych wydawnictwach coś się rozkręci. W tej chwili jest co najwyżej poprawnie i średnio, ale może kogoś ta muzyka urzeknie. Sprawdźcie sami.
5/10 Michał D.