Poszukiwanie człowieka w człowieku
Polski punk to bardzo ciężki temat. Między młodym undergroundem, gwiazdami lat osiemdziesiątych, które dalej nie zauważyły, że czas idzie do przodu i kilkoma legendami, które mają jeszcze coś do powiedzenia, pozostają spore luki wypełnione alko punkiem i powtarzanymi banałami. Na szczęście Bunkier wymyka się tym ramkom i podziałom. Za młody na legendę walki z komuną, zbyt znany na całkowite podziemie zbyt niebanalny na wypełniacz lineup’u. Trzeci krążek z ich skromnej dyskografii, czyli Wyskocz z autobusu… nosi jeszcze znamiona poprzednich płyt, takich jak Istota człowieczeństwa, albumów poszukujących zarówno muzycznie, jak i treściowo. Mimo jasnego przekazu Anty Nazi zespół nie narzeka na życie i nie wdaje się w polityczne awantury, ani nie daje gotowych rozwiązań. Raczej szuka odpowiedzi jak odnaleźć się w absurdzie, w szumie informacji, w przekazie masowym, który wielu nie odpowiada. Ta płyta jest jednak ciut inna, ciut dojrzalsza, ciut bardziej uderzająca. Ale po kolei.
Płytę zaczyna dość energetyczne i ciekawe Przez ulice i od razu daje nam to, co Bunkier umie najlepiej — czadową muzykę i intrygujący tekst, który daje możliwość ciekawych interpretacji, co autor miał na myśli. Dalej płyta pokazuję to, co osobiście najbardziej lubię w dobrym punku, czyli niejednorodność styczliczny. Poskaczemy przy anty wojskowym Generale, czy pobujamy się przy mrocznym, regowym Wyjdź z babilonu. Bardzo szybkie Twój strach przyspiesza płytę do największych obrotów, żeby przejść w zabawnego i eleganckiego Witolda, czyli piosenki o fanie radzieckich militariów. Swoja droga pojawienie się akordeonu na płycie zwłaszcza w tych dwóch utworach świetnie polepsza jej klimat i brzmienie. Dalej mamy mocne wejście w Co to jest za film, serwujące nam rozważania na temat pornografii. I tak dochodzimy do istnej perły tej płyty, czyli Pan Heniek. Muzycznie rewelka pozostawiająca idealnie miejsce na zwrotkę, by w refrenie gitary miażdżyły, Kuligowi zawsze było blisko do prostego człowieka i tym utworem wychwytuje całe sedno poszukiwań człowieczeństwa. Równie ciekawym kawałkiem jest Co za dziwny stan podsumowujący życie w Polsce jako stan udawania, polecam porywająca muzykę i niebanalny tekst. No i jeszcze przed samym końcem ucho zatrzymuje się przy konkretnym, ale kameralnym Choć ze mną przez las, by wygasić się przy lekko reagowym Nie o warszawie.
Tak naprawdę każdy utwór z tej płyty zasługuje na uwagę. Wokale, które świetnie dopasowują się do ostrych kawałków łagodnieją w spokojniejszych partiach, teksty bez bojowych banałów w stylu F*ck the system, raczej sugerujące ucieczkę, wyjście z nonsensu i absurdu pustej egzystencji, w której liderzy wodzą nas za nos. Szesnaście soczystych kawałków, bez cienia niedoróbki. Jasne, wielu doczepi się, że gra zbyt prosta, zbyt mało wirtuozerska, ale nie to jest meritum tego krążka. Ten krążek to przejazd po egzytycjalnej części człowieka szukając sensu w nonsensie i banalnej codzienności. Praktyczne każda płyta Bunkra broni się po latach, szczególnie ta tak promowana nawet w trójce z jej złotych lat. Teksty się nie postarzały, a muzyka dalej potrafi zaskoczyć. Nie Ma co ukrywać to jedna z moich ulubionych płyt z gatunku i polecam ją każdemu do przesłuchania jako odskoczni.
8/10
Kri-S