Muzyka inspirowana pustymi butelkami po Żubrze

Death Denied, czyli południowcy rodem z miasta Łodzi, to kapela brylująca w podziemiach rodzimej sceny muzycznej od roku 2009. Przełomem był rok 2014, kiedy to wydali debiutancki, bardzo dobrze odebrany album „Transfuse the Booze” oraz zaistnieli przed szerszą publiką jako dawcy motywów muzycznych do programu „Retromaniacy” od Discovery. Sukces pierwszego wydawnictwa niewątpliwie przyczynił się do aktywnej pracy nad drugim długograjem. „A Prayer for the Carrion King” z dość donośnym grzmotnięciem otwarła rok 2018 na polskiej scenie metalowej.

„A Prayer…” od początku do końca emanuje niesamowitą energią, prezentując soczystą mieszankę melodyjnych i dynamicznych południowo-amerykańskich brzmień z ciężkimi, powolnymi stonerami. Wszystko przyprawione szczyptą garażowego, brudnego brzmienia, w niektórych daniach muśnięte odrobiną bluesa, albo posypane garścią sabbathowskiego riffu, wszystko mięsiste i bardzo smaczne. Panowie wcale nie ukrywają swoich inspiracji takimi klasykami jak Black Sabbath, które wpłynęło na twórczość kolejnych rzeszy muzyków, czy Corrossion of Conformity, ZakkWylde i jego BLS, oraz Down. Swoją muzyką nie wynajdują też koła na nowo i nie czynią jakiejś rewolucji w gatunku, co nie przeszkodziło im stworzyć bardzo przyjemnej w odbiorze i porywającej płyty.

 

            Album otwiera przebojowy „The PlagueDoctor”, a zabieg z wielokrotnym powtarzaniem tej samej frazy sprawia, że kawałek pozostaje w głowie na długo. „Wendigo” urzekł mnie, wielbiciela połamanych, progresywnych brzmień właśnie ich obecnością w swojej końcowej części. Na niewątpliwe wyróżnienie zasługuje także „Black Orchid” z mocno chwytliwym refrenem i świetnym riffem, potężnie brzmiący „Atlas” z rewelacyjnym solem, podszyty bluesowym brzmieniem, nieco ponury „Among the Gravestone”, czy wreszcie powolny, ale świetnie zaśpiewany „Gods of the Abyss” z tymi cudownymi hammondowskimi klawiszami, który zamyka album. No właśnie i o wokalu słów kilka. Tasior doskonale operuje na płycie tym narzędziem. Kiedy trzeba brzmi melancholijnie, kiedy trzeba śpiewa mocno, rockowo, z zadziorem i chrypą. Barwa głosu doskonale pasuje do wykonywanej muzyki i dodaje jej niewątpliwie charakteru.

A Prayer for the Carrion King” to dobry album, nie wnoszący nic nowego, czy tym bardziej rewolucyjnego do metalowego świata. Dobrze wyważona mieszanka pustynnego grania, rockowej melodyjności, klasycznego heavy, stonera i bluesa. Słychać na nim dojrzałość i świadomość muzyczną zespołu, oraz doskonały warsztat instrumentalny. Pomimo oczywistych inspiracji nie mamy wrażenia, że obcujemy z gamą plagiatów – muzyka zachowuje swój charakter i styl. Po kilku odsłuchaniach płyta może nieco nużyć, ale nie zmienia to faktu, że jest to kawał solidnej, dobrze zrobionej muzy, a obcowanie z nią sprawia kupę frajdy.

 

Tomek S.

 

Music Wolves - Odstęp

Keymakers – „Diamond” recenzja

Diamonds are… screaming Keymakers to projekt rodem z Warszawy, powstały w 2016 roku z inicjatywy Michała Kosatera i Marcina Nowakowskiego. Panowie odpowiedzialni są za gitarę…

Więcej ==>

Hocico -Lost World -recenzja

Solidna dawka dark electro! Jeśli szukasz powalającej nutki na pysk w stylu elektro, to lepiej nie mogłeś trafić, jak tylko na Hocico. Rodem z Meksyku,…

Więcej ==>