Klasyczny powolny niczym walec zagłady death metal

Wielokrotnie na łamach Music Wolves dawałem wyraz swojemu przywiązaniu do staroszkolnej muzyki, w czym oczywiście szczególne miejsce w moim sercu ma zagwarantowany death metal. Oczywiście jako człowiek już stateczny, z ugruntowanym światopoglądem i tą samą parą kapci od nastu lat, również posiadam swój osobisty panteon bogów death metalu. Wśród nich niezaprzeczalnie, zawsze i wszędzie, jednym tchem wymieniać będę Bolt Thrower. 

Dlaczego o tym piszę? Co ma wspólnego Bolt Thrower z bohaterem niniejszej recenzji? Mówiąc bez zastanowienia, na bazie wyłącznie skojarzeń – wszystko. Death Kommander, którego sztab mieści się w Edynburgu (nawiasem mówiąc, przepiękne miasto), oferuje absolutnie pozbawiony fajerwerków death metal, grany w tempie średnim, który naprawdę musi się kojarzyć z twórczością bardziej utytułowanych Anglików. I jeśli lubicie/kochanie Bolt Thrower, Death Kommander również Wam siądzie, ale…

Charakter zawartości „Pro Patria Mori” najwygodniej oraz najrzetelniej odnosić do Bolt Thrower właśnie. Death Kommader specjalizuje się w death metalu odmiany, hmm… walcowatej, niespecjalnie atrakcyjnej przy pierwszym zetknięciu. Z drugiej zaś strony ich muzyka jest niezwykle podniosła, lecz nie przez wykorzystanie mdłych melodyjek, jak to często robią panowie z Amon Amarth, lecz właśnie w sposób, jaki do perfekcji opanował Bolt Thrower. Przy czym Death Kommander, w moim osobistym odczuciu, gra w sposób nieco bardziej surowy, nieco bardziej zadziorny i nieco mniej skalkulowany.

„Pro Patria Mori” jest debiutem, uważam, że nad wyraz udanym i dojrzałym.Jednak ten zadzior i pazur daje trochę powiewu świeżości i udowadnia nam że chłopaki nie kopiują na ślepo innej twórczości- ale mają coś swojego do przekazania i to się ceni. Oto przykład utwór  ” Mechanized Warfare” rozpoczyna się odgłosem silnika czołgowego (tym razem prawdziwego, nie tylko basu!) I jest to muzyka, której można się spodziewać po linii ładujących czołgów z czasów I wojny światowej. „Unnamed Grave” przywołuje mroczny temat, któremu towarzyszy odpowiednio mroczny i złowieszczy riff.

12 utworów, w tym intro i outro. Ok. 50 minut muzyki – optymalnie, zważywszy, że materiał nie grzeszy intensywnością. To jednak ten rodzaj death metalu, który z racji na wolniejsze tempo, daje dużo przestrzeni dla gitar i wokali, przez co poszczególne utwory spokojnie mogą być dłuższe, nie wywołując jednocześnie zmęczenia. Tematyka, a jakże, wojenna, przy czym w tym przypadku na warsztat wzięto pierwszą wojnę światową. Naczelny, jako nauczyciel historii, powinien być kontent. Muzyka całkiem przyjemna, aczkolwiek niespecjalnie zapadająca w pamięć. Ciekawostka : Osoby zaznajomione z prozą z I wojny światowej rozpoznają tytuł albumu jako ostatnią linijkę wspomnianego wiersza Wilfreda Owena: „Dulce et decorum est pro patria mori” – „Jak słodko i stosownie jest umrzeć za ojczyznę”.

Kawał klasycznego death metalu o świetnej tematyce, nieco jednak zbyt momentami przypominającego twórczość Bolt Thower. Jednakże jak na pierwszy raz – kawał dobrej roboty.

8/10

Paweł „Kostek” Kostka

Music Wolves - Odstęp

Rimthurs „Thursmál” – recenzja

Pogańskie zaśpiewy podlane black metalem Rimthurs to najlepiej strzeżonych sekretów szwedzkiego black metalowego podziemia, powraca się z nowym albumem Thursamál.Płyta została wydana 25 marca na…

Więcej ==>