Metal naszych czasów

Wszyscy jesteśmy świadomi tego, co dzieje się ostatnio na świecie. Poczynając od znamiennego roku 2020 do teraz jesteśmy „bombardowani” informacjami na kolejne negatywne tematy, co raczej nie poprawia naszego samopoczucia. Owszem, coś złego zawsze sprzeda się lepiej i będzie bardziej „klikalne”, ale pośród tego cholernego, medialnego bagna warto czasem znaleźć odskocznię i swego rodzaju lekarstwo. Artystyczne lekarstwo na raka, który wylewa się ze wszystkich stron. I w tym momencie na scenę wchodzą oni: Decapitated ze swoim najnowszym, długo wyczekiwanym albumem „Cancer Culture”.

Załoga, której niestudzenie przewodzi Vogg przeszła od początku działalności przez wiele tragicznych wydarzeń: Śmiertelny wypadek, śmierć Witka (perkusisty i brata Vogga) po oskarżenia o gwałt sprzed kilku lat w USA. Dodatkowo, muzycy Decap jako zwykli ludzie również odczuli wszelkie następstwa wydarzeń sprzed dwóch lat. W takich sytuacjach kumulacja emocji jest znacznie większa niż zwykle i absolutnie nie dziwi mnie, że na ujście emocji w postaci nowej płyty musieliśmy czekać aż pięć lat. Niemniej jednak gdy gruchnął pierwszy, tytułowy singiel ziemia zatrzęsła się w posadach. Mistrzowie wrócili.

Na płycie „Cancer Culture” znów ukazuje się mistrzowskie wyczucie i kunszt kompozytorski Vogga. Gitarzysta i lider Decapitated wysmażył wyśmienite riffy i aranżacje, które zrywają tynk ze ścian. Począwszy od intra „From The Nothingness With Love” gdzie atmosfera gęstnieje z każdą sekundą a później spada na nas lawina, najwyższej klasy death metalu. Moim zdaniem utwory takie jak „Cancer Culture”, „No Cure” czy „Just a Cigarette” to topowe pozycje w setliście zespołu na najbliższe lata. Trochę inaczej sprawa ma się z gośćmi na płycie. Udział Tatiany z Jinjer i Roba Flynna z Machine Head (w którym nomen-omen gra również Vogg) to delikatnie przehajpowana sprawa. Z jednej strony muzycznie bez najmniejszego zarzutu, tak jednocześnie uważam, że Decapitated jest zespołem o takiej pozycji, że naprawdę nie potrzebuje wsparcia innych muzyków w tak zwanych „featach”.

Aspektem, który bardzo mi się podoba na tej i ostatnich płytach zespołu jest moment kiedy w tle dalej pędzi mocarny riff a Vogg gra do niego spokojne, stonowane dźwięki solówki. Cudowny kontrast.

Kilka dni po premierze płyty pojawiło się trochę głosów, że Decapy znów wróciły do łask po dwóch ostatnich płytach, gdzie pozwolili sobie na pewną dozę eksperymentów w ciężkich klimatach. Faktycznie, mamy tu ukłon w stronę takich płyt jak chociażby „The Negation”, ale Decapitated bez dwóch zdań nie rozczula się nad swoją przeszłością tylko uparcie brnie na przód dając nam najbardziej nowoczesny i soczyście brzmiący album od lat. Oczywiście nie sama w tym zasługa lidera. Za bębnami zasiadł znany z wieloletnich występów w Vader James Stewart, który wystukał zabójcze tempa z chirurgiczną precyzją. Do tego Rasta, wokalista grupy z ogromnym doświadczeniem jako wokalista brzmi tutaj jeszcze mocarniej niż wcześniej (Moim zdaniem nie mogli trafić na lepszego wokalistę po reaktywacji).

Warstwa tekstowa dotyczy tutaj spraw najnowszych i jest solidnym komentarzem na świat i to co dzieje się z naszym społeczeństwem. Nie ma tu półśrodków a teksty napisane tym razem nie przez frontmana, ale Jarosława Szubrychta, dziennikarza muzycznego i kiedyś wokalistę grupy Lux Occulta to prawdziwy emocjonalny wyziew.

Decapitated, jeden z najważniejszych polskich zespołów wrócił i potwierdził swą dominację mocarnym albumem. Tak grają prawdziwi weterani sceny.

9/10 Michał D.

Music Wolves - Odstęp

Fatigue – „III”- recenzja

Dźwięki otchłani Warto w życiu odpowiedzieć sobie na bardzo ważne pytanie: co lubię w życiu robić? A potem zacząć to robić. Nasza egzystencja pokazuje nam,…

Więcej ==>
Malchus

Malchus

Dziedzictwo Znacie to uczucie, gdy odkrywacie coś nowego, coś, co dotychczas było Wam nieznane bo, mimo że otwarci na nowe, tkwiliście w ramach danego nurtu…

Więcej ==>