Sztandar szyty płomieniami...

 …wyblakł i spłowiał. Gniew wygasł, mrok zgęstniał i rozpacz wsączyła się w serca wyznawców. Śmierć, potężna jak szczyty górskie spojrzała w dół, a jej oczy były otchłaniami ciemności. Kości połamane tańczyły na wietrze. Błogosławieni twórcy krzyży, szubienic i drutu kolczastego nie przerwali swojej pracy. Podziwiam wszystkich, którzy tworzą dobrą muzykę. Jeszcze bardziej podziwiam tych, którzy tworzą dobrą muzykę po polsku. W języku obcym zawsze łatwiej ukryć błahość tekstów i brak pomysłu, niż w naszej rodzimej polszczyźnie. Nowe demo warszawskiego Doomprayer – Otchłanie ciemności wzbudziło we mnie zatem co najmniej zainteresowanie.

Album ten zdefiniowany został jako wersja demonstracyjna (demo), ale jest on de facto albumem krótkogrającym (EP). Jeśli wierzyć wkładce do płyty, to gitary do albumu zostały nagrane w roku 2013, a wokale w 2018. Płyta czekała zatem długo na swoją szansę, którą dostała od Fallen Temple. Stojący za Doomprayer Veltis obecny jest natomiast na scenie muzyki ekstremalnej co najmniej od roku 2009 (za metal-archives). Pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy po włączeniu albumu to ta, że brzmi on jak MasseMord, który wrócił zza grobu. Mniej jednak energiczny i opętany po długim gniciu. Śmierć ludzkości, które słyszałem w potylicy jest utworem pełnym mocy i potęgi, a tych w omawianym materiale trochę brak. Wykonawcę poza moimi urojeniami nic z MasseMord raczej nie łączy i próbując przekazać nam podobną moc zawodzi, ale udaje mu się coś innego. Ciemność, której tutaj doświadczamy jest jak aksamitny i delikatny całun. Nie wzbudza strachu, raczej spokój. Chociaż brak w omawianych utworach tej dojmującej szczerości, która jest największą siłą black metalu; prawdziwości, która sprawia, że black metal to kult wiecznie żywy, mający wyznawców, nie fanów; to czuć, że Doomprayer to część naszego blackmetalowego świata. Veltis wykorzystuje sprawdzone schematy kompozycyjne mieszcząc cztery utwory (Chaos, Porządek, Upadek, Ogień) w czternastu minutach. Klimatu całości dodają wyraźniejsze fragmenty tekstów o smoku ciemności, upadłych aniołach czy upadku istnienia. Niewątpliwą zaletą płyty jest jej melodyjność, która nie wyklucza brutalności. Polskie kapele stawiają często na atmosferę lub szaloną prędkość. Tutaj mamy do czynienia ze spokojną muzyczną anihilacją. Toksyny wysyłane z głośników sprawiają, że ogarnia nas błoga obojętność. Album daje poczucie odprężenia, jak po Xanaxie. Skoro wszystko tonie w oczach śmierci, to niczym nie warto się martwić. Płyta kończy się jednak krzykami torturowanych dusz, które uderzają w nas jak rzeczywistość, kiedy toksyna przestaje działać.

Albumu Otchłanie ciemności słucha się bardzo dobrze. Jeżeli melodyjny black metal może być lekki i przyjemny, to ten jest. Teksty są trudno czytelne przy pierwszym czy drugim odsłuchu i ogólnie mi się nie podobają, ale jest to do zaakceptowania. Trzeba przyznać, że sama błahość przekazu jest największym mankamentem tej produkcji. Jak napisałem we wstępnie, bardzo cenię dobre teksty, to ostatecznie w muzyce ekstremalnej przekaz liryczny nigdy nie odgrywał pierwszorzędnej roli i nie o to w niej chodzi. W trakcie pisania recenzji zdołałem przesłuchać płytę kilkukrotnie i muszę przyznać, że z każdym kolejnym odsłuchem doceniałem coraz bardziej samą warstwę muzyczną i mniej skupiałem się na liryce. Brak innowacji w sferze instrumentalnej pozwala na uwydatnienie tych technik, które wyznawcy cenią najbardziej i tutaj upatrywałbym największego atutu płyty.

7/10

Łukasz F

Music Wolves - Odstęp