Electro horror wjeżdża na salony
Wszystkich naszych Czytelników zabieram na rodzime podwórko, aby bliżej zapoznać się z twórczością Marcina „Kozioł” Klimka, a konkretnie z jego projektem Electro Fear, który zajestriwał niedawno wydawnictwo pt. „Hellraiser Remixes”.
Jest to album utrzymany w konwencji horror elektro, składający się z 11. anglojęzycznych kompozycji noszących, o dziwo jeden tytuł czyli „Hellraiser”…
Preludium do albumu stanowi pierwszy remix („Karolina Koliba Remix”), zawierający w sobie elementy symfonii i elektroniki. Zaczyna się spokojnie, bardzo stonowany od instrumentów smyczkowych. Natomiast po chwili możemy usłyszeć instrumenty dęte blaszane, które podsycają jego dynamikę.
Potem nastrój nieco zwalnia. Znów słychać smyczki, które zwalniają nastrój „Hellraisera”.
Słuchając tej piosenki, mam wrażenie, jakbym słuchał dialogu między dwoma bytami, składającego się z dwóch części; pierwszy to pełne wątpliwości pytanie, charakteryzujące się spokojem, niezdecydowaniem, kluczeniem, niepewnością, natomiast druga jego stanowi odpowiedź. Podkreśla to bardziej ekspresyjna i dominującą tonacja. Tym samym doskonale pełni rolę INTRO do tego albumu.
Po nim w kolejce, usłyszymy znów „Hellraisera”, ale w innym remiksie nazwanym SKON , totalnie odbiegający od swojego poorzednika pod względem zastosowanej aranżacji. Prawdziwy majstersztyk.
I tak do pozycji nr 11, muzyk zastosował ten sam zabieg.
Punkt 4., na naszej mapie recenzerskiej to „Remix by Mshaa”. Przy tej okazji usłyszymy brzmienie gitar i mrocznego wokalu. Niewątpliwie gratka dla miłośników łoskotu.
Pieśń numer 5, to „Purgatory Remix”. Tutaj hard transowy klimat przeplata się z postpunkowym pazurem.
Pozycja szósta to „Elektro Ferret RMX” to bez wątpienia stuprocentowy utwór typowo elektroniczny, dynamiczny i energiczny, miejscami spokojny, refleksyjny.
Siódmy z kolei „Gothic Mix „, popełniony wspólnie z Kacperek Ricem, zaczyna się od basu, budującego napięcie i tajemniczość, by po chwili usłyszczec bicie dzwonów, rodzących grozę i mrok.
„Faktion [22] Remix”, w kolejności opatrzony jest cyfrą 8. Do tej pory, najbardziej psychodeliczny.
” Morbid Echo Remix”, plasuje się na przed, przed ostatniej pozycji. Zaczyna się spokojnie, niewinnie, jednak wraz z wejściem wokalu dostaje kopa.
„Bathead RMX” podobnie jak jego poprzednik jest spokojny i stonowany do momentu pojawienia się partii wokalnej.
Płytę zamyka „Puntaspilli ReRumix”. Bardzo lightowe, megaspokojne, niedołujące dźwięki pieszczą ucho słuchacza, nastrajające pozytywną energią. Jego agresywna rewolucja następuję wraz z pojawieniem się głosu śpiewaka.W dalszej części usłyszymy popisy gitarowe zmieszane z psychodelą.
Podsumowując „Hellraiser Remixes” jestem przekonany, że należą się ogromne ukłony w kierunku kompozytorów, którzy potrafili jedną piosenkę zagrać w jedenastu różnych aranżacjach. Ażeby nadać temu jeszcze dozy niezwykłości, należy podkreślić, że to nie słucha się tych samych utworów, gdyż cholernie różnią się od siebie. Gdybym nie znał ich tytułu, to nie bym nie powiedział, że to jeden w wielu odsłonach, a wiele różnych piosenek. Ale to tylko mała uwaga w kwestii formalnej.
Muzyka utrzymana w elektronicznych klimatach transowo-psychodeliczno-klubowych, na wysokim, światowym poziomie.
Utrzymuje ona mieszankę wiele brzmień, które rezonują na bodźce słuchacza w sposób różnoraki: od dołującego, melancholijnego poprzez umiarkowany, a skończywszy na euforycznym.
Na pewno jest to płyta przeznaczona dla wszystkich, ale nie dla każdego. Bowiem jest ona skierowana do wszystkich miłośników „elektroniki”, jednak nie do wszystkich słuchaczy, ponieważ nie wytworzy się chemia pomiędzy nimi a muzą Electro Fear po pierwszej przygodzie z „Hellraiser Remix”.
8,5/10
Łukasz P