Płyńmy na łagodniejsze wody.
Ensiferum to zespół, który zdecydowanie nie stoi w miejscu. Regularnie nagrywa i koncertuje, już dwadzieścia pięć lat pokazując kolejne bojowe oblicze folk metalu. Po wszelkich poetycko-epickich walkach i romansach z literaturą Roberta Jordana nadszedł czas, by wojownicy z Finlandii rozłożyli jeszcze większe żagle i ruszyli na morze. I tak oto powstała Thalassic, czyli morskie opowieści. Już pierwsze single pokazały, że zespół kontynuuje przyjęta twardo na „Two Patch” politykę łagodzenie muzyki i dzielenia partii wokalnych między muzykami odbierają dominująca rolę Markusowi Toivonenowi i jego gardłowemu rykowi. Nadaje to więcej różnorodności zespołowi, ale…. no właśnie, ale…
Płytę rozpoczyna trzy minutowe intro pod tytułem „Seafarer’s Dream”. Jest patetycznie, jest bojowo, czuć energię. Ale już pierwsze zderzenie z piracką tematyką w postaci „Rum Women Victory” napawa mnie obawami i nie chodzi o to, że brzmi to, jak tytuł kolejnego Alestorma. Zmienność wokali odbiera zespołowi agresję, słucha się przyjemnie, ale już nie tak energetycznie, a resztkę mocy płycie odbiera klimatyczna, ale nudna i płaska „Andromeda”. Tempo odzyskujemy dopiero przy czwartym „The Defence of Sampo”, w którym mamy już fajne tempo i klimat, ale mało ciekawy wokal, który przy zwrotkach nuży — dobrze, że refren nadrabia. I tak nierówno trwa ten krążek, gdzie powalczą, tam dadzą łagodny akcent. Trochę brakuję tu tempa i bitwa przy tej muzyce była lekko-ciężka zwłaszcza przy „One with the Sea”, które jest rzewną balladą. Na Szczęście zaraz przed końcem „Midsummer Magic” porwało mnie czysto folkową formą do zabawy i zaraz trafiło do puli ulubionych. Całość zamyka bojowa kompozycja „Cold Northland (Vanamoinen Part III)”. Tu mamy wszystko, patetyzm bitwę i balladę. I energia się znalazła !
Nie zrozumcie mnie źle, płyta nie jest zła. Ale nie tego szukałem w Ensiferum, nie musi być kolejnym zwykłym zespołem folkowym śpiewającym do kufla, podobała mi się zadziorna strona wcześniejszych albumów połączona z patetyczno-bitewnym stylem typowym dla folku. Tu mi jej zwyczajnie zabrakło, trochę nudziłem się przy tym albumie i miałem poczucie braku pomysłów, choć zapewne było dokładnie na odwrót i zespół, tak okazuję swoje pomysły i kierunek, jaki chce nadać swojej twórczości. Nic w tym złego, żeby nasza muzyczna przyjaźń się poluźniła i może, kiedyś wzmocniła kolejnym albumem bardziej w stronę tego, czego szukam. Na razie mogę polecić wszystkim fanom wspólnego śpiewu i wznoszenia toastów na koncertach. Dobra produkcja, ładna oprawa i kilka nowych riffów, rozrywek wokalny to coś, co sprawia, że warto sięgnąć po ten album. A i to, że dalej Ensiferum są zabawni i dalej można pofolgować, i poimprezować w bojowych klimatach.
6/10
Kri-S