The musicupside down
Final Coil to grupa o mocno ugruntowanej pozycji na brytyjskiej scenie undergroundowej. Początki jej działalności wydawniczej sięgają roku 2011, kiedy to światło dzienne ujrzała debiutancka epka „Live with Doubt”. Anglicy nagrali jeszcze dwa minialbumy w roku 2014 i 2015, kiedy to dostrzegła ich włoska wytwórnia WormHoleDeath i czym prędzej podpisała z grupą kontrakt. Owocem współpracy był wydany w 2017 roku LP „Persistence of Memory”. Kolejna płyta długogrająca nosi tytuł „The World We Left Behind for Others” i miała swoją premierę w roku 2019. Muzyka jaką serwuje Final Coil oscyluje pomiędzy post rockiem a rockiem progresywnym, momentami zyskując nieco agresywniejsze, metalowe zabarwienie. Na pewno odnajdą się w niej fani brzmień, jakie serwują: Anathema, The Pineapple Thief czy Oh Hiroshima.
Brytyjczycy, jak wielu innych muzyków, bardzo konstruktywnie wykorzystali nadmiar wolnego czasu zaserwowany branży muzycznej przez ostatnie ograniczenia pandemiczne i niedawno zapowiedzieli zupełnie nowe wydawnictwo, płytę „Somnambulant II”, którą od kilku dni mam dla Was przyjemność odsłuchiwać. Materiał nadal powstaje pod patronatem WormHoleDeath, a premiera planowana jest 10 grudnia 2021 r. I wierzcie bądź nie, ale uważam, że będzie to jedna z ciekawszych grudniowych pozycji.
Skąd analogia w tytule do pewnej produkcji filmowej? Otóż „Somnambulant II”, podobnie jak wydana w roku epka „Somnambulant”, jest albumem eksperymentalnym, mianowanym następcą tego pierwszego. Muzycy wybierają się na nim w niezwykłą podróż w głąb siebie i własnej muzyki, zanurzają się w nią głęboko po to, by odkryć, jaka mogłaby ona być, dokąd mogłaby zawędrować, gdyby poszła inną drogą – ścieżką ze snu odbitą w magicznym lustrze. I jest to perfekcyjny muzyczny upside-down. Zupełnie inne granie, niezdefiniowane, trudne do ubrania w słowa, niesamowite i doskonałe. Serwujące klimat tak mroczny i gęsty, że można w nim zatonąć, dając się oplatać i unosić w mroku tym magicznym nutom. 7 kompozycji wyciągniętych z dotychczasowego dorobku artystów i w zasadzie zrobionych od nowa, jakby znajomych, ubranych w te same słowa, oplecionych znajomą melodią, a jednak totalnie różnych. Obleczonych w brudną, zniekształconą elektronikę, która wiedzie tu zdecydowany prym, nadaje przestrzeni i charakteru, porusza zmysły, pobudza wyobraźnię.
Rozpoczynający album utwór „Corruption Shadows of a Dream” to echa „Corruption” otwierającego debiutancki LP. Tutaj zaczynający się niepokojącym elektronicznym intrem, przechodzącym w zniekształconą gitarę, wchodzącą po chwili w duet z pianinem. Stłumiony wokal, atmosfera smutku i lęku, wszystko totalnie inne niż epatujący soczystym gitarowym riffem oryginał, a mimo to budzące bardzo zbliżone odczucia. I taki właśnie jest „Somnambulant II” – wywrócony do góry nogami, zachęcający do podróży w głąb siebie, do odkrywania kolejnych warstw, kolejnych zakamarków, których tutaj całe mnóstwo. Absolutnie każdy dźwięk jest na swoim miejscu, każdy dopieszczony do perfekcji, mimo że sporo w nich brudu, dystorsji, które jednak – użyte z premedytacją – wywołują właściwy efekt emocjonalny. Co jeszcze daje się zauważyć, to fakt, że każdy z utworów ma swój element przewodni. Z reguły jest to jakiś instrument i tak w „Waste Yr Time Quills Trees” robotę robi bas, z kolei „Echoes of Corruption Zero Sum” przesycone jest ponurą, pełną grozy elektroniką, w „Conviction Industrial Slaughter” główne skrzypce gra gitara, a charakterowi „Imaginary Trip Still” nadaje pianino. I byłoby to świetne zakończenie tego albumu, ponieważ zarówno oryginalny „Imaginary Trip”, jak i jego wersja do góry nogami są pięknymi utworami. Niestety, ku mojemu rozczarowaniu, na końcu znalazł się miks utworu „…And I’ll Leave”, który totalnie odstaje od całości „Somnambulant II”, razi głuchym, płaskim brzmieniem automatycznej perkusji i zupełnie mi nie leży w kontekście porywającej, wciągającej i przyprawiającej o dreszcze całości.
„Somnambulant II” z eksperymentu muzycznego wyrasta mi na prawdziwe dzieło, któremu, pomimo usilnych działań, ciężko przypisać miano odgrzewanego kotleta. Jest to genialny przykład na to, jak kreatywni i otwarci na różne granie są artyści Final Coil. Moim skromnym zdaniem szykuje się najciekawsza produkcja końcówki tego roku, więc jak tylko ujrzy ona światło dzienne, nie zwlekajcie i łapcie ją do swoich kolekcji.
9/10
Tomasz S.