Ze słowiańszczyzną i metalem za pan brat.
Nie ma co ukrywać, że metal lubi się ze słowiańskimi klimatami. Zespoły kultywujące pamięć o czasach z przedchrześcijańskiej Polski są mocnym frontem ciężkiego grania w naszym kraju, a dziś przed Wami jeden z najświeższych tworów w tym gatunku. Grupa Forbidden Omen z Krakowa i jej debiutancki album „Ancestral Rituals”.
To, co najbardziej podoba mi się w debiucie krakowskiej grupy to na pewno bezpośredni strzał muzyką prosto w mordę. Zespół nie bawi się w półśrodki, tylko leci z koksem od pierwszych dźwięków. Mamy klimatyczne intro „The Call” po którym z siłą słowiańskich wojowników wchodzi galopujący „Slavic Blood”. Członkowie Forbidden Omen to bardzo sprawni instrumentaliści, którzy na bardzo obiecującym poziomie łączą ze sobą death metalowy ciężar z melodyką. Do tego przodujący growl Piotra Stachowicza, który brzmi tak samo ciężko co melodyjnie i chwytliwie. Słychać fach w głosie, który na pewno w przyszłości niejednym jeszcze zaskoczy. Nie da się w muzyce Forbidden Omen nie doszukiwać inspiracji między innymi szwedzką grupą Amon Amarth co słychać w kolejnych utworach na płycie (przy „Ashen King” oraz „Svarog” głowa co raz mocniej skłania się ku intensywnemu headbangowi). Niektóre patenty wydają się nawet pożyczone, ale kto nie przemycał do swojej twórczości inspiracji innymi zespołami niech pierwszy rzuci kamieniem.
Bicie serca wzmaga się gdy uderza w nas utwór „Hail The God of War” przenoszący nas na pole bitwy we wczesnym średniowieczu. I tutaj właśnie słowiańskie klimaty spontanicznie przenikają się z nordyckimi od których w końcu nie leżą bardzo daleko. Przy tym utworze zespół mógłby spokojnie stać na wzgórzu i akompaniować toczące się poniżej bitwie. Całość płyty zamyka „Fractured Sky Ritual” gdzie gęstniejąca atmosfera przywodzi na myśl ukryty w gęstym borze ołtarz przy którym słowiański Żerca składa krwawe ofiary (dobrze koresponduje z okładką płyty).
Jedyne co kłuje mnie w uszy na tej płycie to kwestia produkcji (perkusja i bas trochę tracą na mocy), która nie ma co ukrywać nie jest najwyższych lotów. Ale przy debiucie można spokojnie to wybaczyć, gdyż zwycięża tu szczerość i stuprocentowa moc wykonania. Na kolejnych płytach na pewno będzie jeszcze lepiej. Reasumując trafił się bardzo ciekawy i obiecujący debiut, który na pewno jest dobrym startem dla zespołu i z całego serca życzę im powodzenia w dalszej karierze!
7/10 Michał D.