Południowoamerykański mrok

Nie od wczoraj wiadomo, że metalowe środowisko w Ameryce Południowej jest niezwykle hermetyczne i znane na świecie z tego, że się, krótko mówiąc, „w tańcu nie pierdoli”. Fani metalu w Brazylii, Chile, Kolumbii czy innych krajach kontynentu są tak oddani muzyce, że często graniczy to z szaleństwem. Na potwierdzenie tych słów zachęcam do wysłuchania relacji o trasach koncertowych zespołów z Europy czy Stanów. Idzie za tym również mnogość świetnych kapel na światowym poziomie. Pomijam już klasyczne przykłady jak Sepultura, Krisiun czy Sarcofago. W głębinach tego dzikiego świata istnieją czarne perły, które powinien poznać każdy szanujący się fan gatunku. I właśnie dziś przedstawiam Wam jedną z nich. Wenezuelska Funebria przedstawia się ze swoim najnowszym albumem „Death of the Last Sun”.

 

Egzotyczne przykłady ekstremalnego grania zawsze mnie ciekawiły. Zespoły czerpiące z najlepszych wzorców dodają zawsze do swojej muzyki mnóstwo smaczków rodem ze swojego kraju. Dodatkowo w większości krajów Ameryki Południowej sytuacja polityczno-gospodarcza jest na tyle zła, że jeszcze bardziej motywuje do tworzenia wściekłej muzyki. W przypadku Funebrii wszystkie te czynniki tworzą siermiężną mieszankę black/death metalu naprawdę wysokiej próby. Blasty, growl i tnące powietrze, surowe riffy – wszystko tu jest. Na domiar tego album zaczyna się klimatycznym intrem „AIN”, aby po niecałej minucie wjechać na grubo. Całość składa się z siedmiu utworów trwających trzydzieści jeden minut. Słuchając zawartej na nim muzyki, nie kalkulowałem niczego, tylko dałem ponieść się znanym, lubianym przez siebie dźwiękom, które słyszałem już setki razy w wykonaniu innych zespołów. Nie sposób wyróżnić tu jednego utworu, gdyż wszystkie są równe i tworzą jedną logiczną całość. Jest diabelsko, antyreligijnie, bez udziwniania i skoków w bok. Zespół z ekstremy w wielu momentach lubi przejść do kutego w ogniu piekieł doom metalu, a następnie zaraz wrócić do chamskiego i brutalnego naparzania po uszach. Zmiksowany norweski chłód z brutalnością amerykańskiej sceny oraz dzikością prosto z dżungli.

Płyta „Death of the Last Sun” to album, który brzmi, jakby został nagrywany w sali prób. Nie ma tu wysokobudżetowej produkcji. Oczyma wyobraźni widziałem czterech muzyków w ciasnej kanciapie, odzianych w koszulki swoich metalowych idoli i wczuwających się w ekstremalne brzmienia. Ale wydaje mi się, że w zamyśle ta płyta właśnie taka miała być i jestem przekonany, że Funebria na pewno ma już oddane grono fanów w swoim kraju, jak i na kontynencie. Dla mnie, miłośnika gatunku, ta płyta to miła ciekawostka, jednak nie wiem, czy zostanie ze mną na dłużej. Życzę chłopakom, aby dalej robili swoje w imię rogatego, bo wychodzi im to doprawdy zacnie. Dobrze było posłuchać i poznać.

7/10 Michał Drab

Music Wolves - Odstęp
Djavena

Recenzje – Djavena

Djavena- Progresywny Nightwish w barwach folk metalu. Moje serce bije blisko starych dziejów, mitologii Słowian oraz folk metalu. Dokładnie takiego brzmienia się spodziewałem patrząc na…

Więcej ==>

Camera Obscura Two – „D.O.D”

Krótko i na temat (uwaga, grozi zaczadzeniem!) Lubię poznawać zespoły, o których nigdy wcześniej nie słyszałem. Często trafiają się perełki, ale równie często zespoły, których…

Więcej ==>

Fatigue – „III”- recenzja

Dźwięki otchłani Warto w życiu odpowiedzieć sobie na bardzo ważne pytanie: co lubię w życiu robić? A potem zacząć to robić. Nasza egzystencja pokazuje nam,…

Więcej ==>

Anvision – Love and Hate

Coś o miłości (i nie tylko) w czasach zarazy W tych przedziwnych czasach, pełnych wirusów, brudnych interesów włodarzy i artystów walczących o przetrwanie niezwykle cieszy…

Więcej ==>