Wiatr przeciętności

Kolejna porcja podziemnego black metalu, którego wydania podjęła się Putrid Cult. Grimcult jest tworem jednego człowieka, operującego wszystkimi instrumentami słyszanymi na wydawnictwie. A wydawnictwo to składa się z 7 utworów, trwających łącznie nieco mniej niż 25 minut. Nierzadkie jest powiedzenie, że jak coś (ktoś) jest do wszystkiego, to jest do niczego. Jak jest w tym przypadku? Tak troszkę nijak…

Wielokrotnie (a w zasadzie chyba niemal w każdej recenzji własnego autorstwa) podkreślałem, że scena black metal niespecjalnie mnie kręci, a jeśli już, to ta jej część, która raczy mnie siarczystą agresją i huraganową wściekłością. Norweska, więc ta bardziej „frostowa” część blackowej sceny, niespecjalnie mnie interesuje, z pewnymi, na łamach redakcji wskazanymi, wyjątkami. W przypadku Grimcult niestety jest norma. „Revelations of Sinister Flame” w żaden sposób mnie nie porwała, ani nawet zainteresowała, z pewnymi drobnymi wyjątkami. Grimcult, jak już nieco wyżej uchyliłem rąbka tajemnicy, oferuje norweski odłam black metalu, ten bardziej mroczny, klimatyczny, wiejący chłodem. Niestety nie zawiera w sobie elementów, które przekonałyby mnie zarówno ostatecznie do tego podgatunku, jak również do samej twórczości Grimcult. Aczkolwiek przyznam, że materiał zawiera pewne fragmenty, w postaci bardzo ciekawych momentami riffów, dość zaskakujących, jeśli patrzeć na ogólną charakterystykę podawanej muzyki. Są masywne, sugerujące bardziej death metal, aniżeli wiejący frostem black.

Niestety większość „Revelations…” przepełniona jest wtórnymi zagrywkami, które do tego momentami sprawiają wrażenie nagranych nierówno. Chyba że chodzi o to, żeby być kvlt. Mnie to nie przekonuje. Nie przekonuje mnie również barwa głosu Pana-od-wszystkiego, która jest mocno irytująca. Nie zmienia mojego zdania nawet króciutkie „zaproś kurwa diabła” z utworu „Przymierze”, które przyjmuję za każdym razem z dużym ukontentowaniem (może troszkę z tęsknoty za black’n’roll, który owy fragment zdaje się obiecywać?!). A już totalnym dla mnie nieporozumieniem jest zastosowanie gdzieniegdzie klawiszy, celem (tak domniemywam) podbudowania mrocznej atmosfery. Wyszło niefortunnie, żeby wyrazić się mocno dyplomatycznie.

W sumie to materiał nie jest jakoś wybitnie zły, jest po prostu nijaki, mało interesujący. Poza naprawdę kilkoma ciekawymi riffami, nie ma dla mnie do zaoferowania nic. Czwóreczka.

Paweł „Kostek” Kostka

4/10

Music Wolves - Odstęp

Hocico -Lost World -recenzja

Solidna dawka dark electro! Jeśli szukasz powalającej nutki na pysk w stylu elektro, to lepiej nie mogłeś trafić, jak tylko na Hocico. Rodem z Meksyku,…

Więcej ==>