Punk jest w każdym z nas
Spotkałem się ostatnio ze stwierdzeniem, że u podstaw wszystkich ekstremalnych odmian metalu leży muzyka punkowa. Z pewnością wszystkie te odmiany wiele zawdzięczają punkowi, a zasługi punkowej bezkompromisowości i zamiłowania do buntu napędzają wiele zespołów, które wydają swoje albumy w latach 20. bieżącego stulecia. Nie jest to miejsce na rozważania, czy punk leży u podstaw nowej płyty Hellhate – Жри, Господи! (czyt. Zhry, Hospody!), ale takie założenie może pomóc tę płytę zrozumieć. Poniekąd nasuwa się nawet analogia do polskiego Owls Woods Graves i ich nowego wydawnictwa, również zresztą ze stycznia bieżącego roku.
Hellhate jest projektem z Ukrainy, który w swoim dorobku ma do tej pory, utrzymane w podobnym stylu jak nowa płyta, jeden singiel i jedno EP. Black proponowany przez Hellhate jest utrzymany w żywym, punkowym tempie z wyraźną sekcją rytmiczną i obrzydliwym, wyrzygiwanym wokalem. Wokal w muzyce zespołu jest elementem najbardziej uderzającym. Dźwięk jaki wydaje Ugrum w swoich utworach to ryk pijanego potwora, który charczy przez zgniłe gardło. Nie jest to bynajmniej ta jakość wyrzygiwanych dźwięków, którą raczy nas Mortuus z Marduk, ale w kompozycjach Hellhate czuć słodki smród zgnilizny. Jest to niewątpliwie największy atut tej płyty, która w całości odśpiewana została w rodzimym języku naszych wschodnich sąsiadów, co z kolei idealnie pasuje do stylu Ugruma. Obłe dźwięki będące immanentną cechą wschodnich języków słowiańskich dodają odbiorowi płyty dodatkowej aury czarnej, listopadowej nocy kiedy wszystkie kwiaty lata dawno już zgniły i leżą w błocie obok truchła łani, która umarła z głodu przy nieprzejezdnej drodze. Muzyka Hellhate jest brudna i nieprzyjazna. Jest jak zainfekowana rana, z której sączy się ropa głosu Ugruma. Kompozycje utworów są dość przewidywalne i oparte na tradycyjnych schematach. Tempo średnie i szybkie nie pozwala się zatrzymać, ale zaletą albumu jest fakt, iż trwa on w przybliżeniu 30 min. ponieważ brak tutaj ciekawych rozwiązań, które pozwoliłyby zapamiętać poszczególne utwory jako odrębne kompozycje. Wszystkie noszą nazwy we wschodnim alfabecie, wszystkie zaśpiewane są w podobny sposób i żaden nie wyróżnia się ciekawym intro, outro, solo albo break downem. Ot, album jako całość poprawny, ale raczej nie taki, do którego się wraca.
Punk rock to niewyczerpane źródło inspiracji. Chociaż subkultura ta została wielokrotnie przeżuta i wypaczona przez mainstream, to prawdziwy punk nigdy nie umarł i widzimy jego kolejne reinkarnacje w dzieciach muzyki punkowej. Black metal zawdzięcza punkowi pogardę wobec wszystkich wyobrażalnych zasad, opętane tempo perkusji, wulgarność i prymitywizm. Nawet niechciane dziecko punka, jakim jest deathcore, jest dla mainstreamu zbyt niestrawny. Jest to płyta, z którą warto się zapoznać i którą warto przesłuchać, ale niewielu będzie do niej wracać i jej słuchać.
6/10
Łukasz F