Helroth - I, Pagan
Helroth to kapela, do której słabości nawet ukrywać nie będę… niezależnie od tego, kto aktualnie na wokalu wiedzie prym…
Wydana w 2016 r. płyta I, Pagan wciąż kręci tak, jak na początku, więc wracam do niej nader często, licząc, że pojawi się kontynuacja… Póki co, nacieszmy uszy tym, co zostało nam dane…
Ortni otwiera nam drzwi do tajemniczej krainy, gdzie tęskny głos wokalistki w towarzystwie melodyjnych skrzypiec unosi nas nad lasem, gdzie lewitujemy przez chwilę, by płynnie opuścić się w głąb lasu w poszukiwaniu Wilczej Jagody. Uroczy, wręcz urzekający damski wokal w połączeniu z dobrymi, urozmaiconymi riffami oraz dźwiękiem fletu, z nienachalną perkusją w tle oraz konkretnym screamem, czyni ów utwór bardzo obrazowym i na wyobraźnię działającym… Wprost z lasu przenosimy się do wsi, gdzie niesamowite rzeczy się dzieją, a to za sprawą słowiańskich demonów. Mamuny, choć rytmiczne, momentami ostrzejsze, zaskakują nas melodyjnymi wstawkami kołysanki, a wszystko to jest tak harmonijnie skomponowane, że naprawdę dobrze się tego słucha. Kolejny kawałek zapowiada się tajemniczo, kusząco… Jakbyś szedł we mgle, podświadomie czując, że zaraz coś się wydarzy, bo jakaś niewytłumaczalna siła popycha Cię wprost przed oblicze Pasterza chmur, który powita Cię i growlem, i screamem, rzuci w wir porządnej dawki bębnów i talerzy, szarpania strun, by ostatecznie ukoić Cię zmysłowym głosem Marthy. Ledwo mój układ nerwowy nieco się wyciszył, gwałtownie przeniosłam się do chatki Wiedźmy. Oj, jak mi tu znajomo i swojsko! Doświadczysz tu muzycznych i wokalnych czarów. Koleżanka po fachu potrafi być zmienna, zaskakująca, wodzi za nos, wabi, nęci, ironizuje, czaruje, miażdży w swych szponach, by z lekkością, tanecznym krokiem oddalić się wprost w mgłę wieczności. Relaksujący, instrumentalny kawałek, gdzie skrzypce i gitara zdają się tworzyć duet idealny, który ukoi Twe emocje po spotkaniu z psychodeliczną Wiedźmą.
Tytułowy utwór, I, Pagan ukazuje imponujące możliwości wokalne Orthanka. To, że nieźle się wydziera, już wiemy, ale tutaj usłyszymy także jego czysty, choć dość patetyczny wokal. Muzycznie, rewelacja. Energetyczne przejścia, porządne riffy, idealnie wpasowane w to wszystko talerze powodują, że nawet nie przeszkadza mi, że kawałek jest po angielsku… Podobne wrażenie odnoszę podczas przesłuchiwania The Hidden Path, aczkolwiek tutaj, mimo ciekawych przejść i naprawdę dobrego brzmienia, jakoś mi nudnawo… Ów stan trwa aż do połowy kolejnego utworu, bo w imię Chrystusa, impreza rozkręca się dopiero po trzeciej minucie… Warto zostać, bo za moment zapłonie ogień, wokół którego piękna tancerka zatańczy dla Was przy akompaniamencie egzotycznych, wręcz halucynogennych dźwięków. Sympatyczny kawałek, ale myślę, że jego braku raczej bym nie odczuła. Kolejny utwór, To Forgotten Gods, choć muzycznie i wokalnie naprawdę dobry, mnie nie powalił, wiem, że temat podniosły, ale jakoś tak się zrobiło wzniośle i poważnie, że po prostu wychodzę… A tu nagle zatrzymują mnie Bracia… i już wiem, że nie tylko zostanę, ale pozostanę wierna na zawsze. Szepty, wrzaski, growl, doskonale brzmiący flet zachęcają, żeby przypomnieć sobie mitologię słowiańską. Straciłam rachubę, ile razy wałkowałam ten kawałek, musiałabym zapytać sąsiadów… Kwiat życia rozkwitnie owiany zmysłowym, nieco orientalnym brzmieniem, a to za sprawą utalentowanej Marthy, która śpiewa z taką lekkością, z jaką rozkwita rzeczony kwiat. Ta dziewczyna ma w sobie coś naprawdę magicznego. Nawet się nie obejrzysz, a już wybrzmiewają ostatnie dźwięki końcowego, instrumentalnego utworu. Zadziwiające, że już minęła godzina!
Helroth zdecydowanie ma swój styl. Nie można go przypisać do jednego, konkretnego nurtu, bo czerpie z wielu źródeł, pozostając jednocześnie autentycznym
i unikatowym tworem, godnie reprezentującym polską scenę muzyczną.
Kapela z dużym potencjałem, czekamy zatem na ciąg dalszy.
Wiolka/ Wiedźma