Solidna dawka dark electro!

Jeśli szukasz powalającej nutki na pysk w stylu elektro, to lepiej nie mogłeś trafić, jak tylko na Hocico. Rodem z Meksyku, industrialno-harsh-elektroniczny projekt nie zwalnia tempa, o zgrozo, od 1993 roku.

Wydobywający na pograniczu dwóch wieków zespół, założony przez dwóch kuzynów, wydał na świat kolejne dziecię w postaci krótkiego EP, de facto składającego się z 5 utworów, kiedy tak na prawdę z dwóch, z czego jeden z nich to remiks „Broken Empires” w aż czterech odsłonach.

Na pierwszy rzut oka, kiedy czytacie to swego rodzaju preludium do przygody z najnowszym wydawnictwem „Pyska”, możecie w swojej wyobraźni zablokować chęć do jego wysłuchania. Jednak uprzedzam, że nie należy oceniać go pochopnie. Na obronę podam argument, że czterokrotnie zmiksowany „Broken Empires” jest wyprodukowany w taki sposób, że de facto słuchamy kilku różnych utworów. To świadczy o wysokiej klasie, ciągnącej za sobą majstersztyk i doświadczenie członków Hocico.

I w związku z tym muszę przyznać sobie plusa za to, że akurat nie oceniłem jej pobieżnie i wziąłem się za recenzowanie tego rozpieprzacza umysłu przy okazji świąt Bożego Narodzenia, bo jakoś owa aura sprawiła, że dźwięki z płyty „Lost World” nie odbiły się rykoszetem od moich zniwelowanych przedświąteczną gorączką i prozą życia codziennego szarych komórek…

Ale darując sobie felietonowe podejście do tematu ostatniego wydawnictwa Hocico, przejdę do meritum. A mianowicie, jeśli lubicie klimaty dark electro połączone z ryczącym, męskim głosem, w języku angielskim, to trafiliście w dychę!

Melodie mocno pobudzają do działania, szczególnie polecam do wysłuchania przy zintensyfikowanym wysiłku fizycznym.

Jak pisałem wcześniej, „Lost World” składa się z 5 elektronicznych kompozycji, trwających 25 minut i 18 sekund, przenoszących słuchacza do klubów, w których dominują głębokie i odmienne stany świadomości.

Moja ocena 10/10

Łukasz Polak

Music Wolves - Odstęp
Yurodivi-Obrazy-polskiej-wsi

Yurodivi – Obrazy Polskiej Wsi

Nieprzygotowani ludzie z pewnością album ten odbiorą jako kakofonię dźwięków. Nie będzie można ich winić, bo kto choć raz nie ocenił krążka po pierwszym utworze, niechaj rzuci kamieniem. Byle nie w twarz. Niestety, pierwsze wrażenie, zamiast mijać, przeistaczać się w pozytywne emocje, towarzyszy nam aż do ostatnich dźwięków końcowego utworu.

Więcej ==>