W dniu premiery "Ov Rituals, Ov Ancestors, Ov Destiny"
PANDRADOR to zespół, który do tej pory miał na koncie tylko jedno demo – „Śmierć Baldura”, już dziś rzeszowscy maniacy Wikingów wypuszczą pierwszego długograja. Płyta powinna być dopieszczona, bo raz, że realizacja trwa już trochę, a dwa pracował nad nią sam Heinrich w swoim studiu. Basista VESANII jest jednym z „bohaterów z dzieciństwa” Barda, a to już brzmi jak jakieś spełnienie pieprzonych marzeń. W oczekiwaniu na dzisiejszą premierę o inspiracjach, nowej płycie i paru innych sprawach opowiadali Bard (gitara), Jarcin (bas) i Bochen (wokal).
Markosky:
Czołem! Ciężko być Wikingiem w kraju – jak by nie patrzeć – Słowian? 😉
Bard:
W gruncie rzeczy ciężko być wikingiem w ogóle. Zresztą, nie trzeba. Skończyło się to w końcu prawie tysiąc lat temu. Można najwyżej wyznawać wartości ludów skandynawskich, ale bycie „wczesnośredniowiecznym piratem” wynikało nie z przesłanek teistycznych i jakiejś religijnej wojny z wszystkimi dookoła, tylko z chęci wzbogacenia się. Pamiętajmy w końcu, że ludy skandynawskie żyły w strefie ubogich ziem rolniczych i nieprzyjaznym klimacie, więc musiały vikingrami walczyć o swój byt. Chyba żaden z nas nie czuje się więc wikingiem, a raczej „Emisariuszem” w naszej muzyce.
M:
Skąd to zamiłowanie do tego skandynawskiego, mitycznego prawie już, ludu?
No i co oznacza ta nazwa, bo „wujek google” nie chce nic podpowiadać…
Bard: U mnie wynikało to z faktu, że kiedy mieszkałem w Rzeszowie, to codziennie rano na moim balkonie siedział ogromny kruk (wbrew pozorom nie tak powszechny ptak jakby się mogło wydawać). Zastanawiałem się, co może być tego powodem. Możliwe, że był to przypadek, natomiast po wniknięciu w literaturę i różnych przemyśleniach, czasami snach – stwierdziłem, że może życiową drogę znajdę w wierze w Bogów Nordyckich. I faktycznie, każdego dnia odczuwam, że coś w tym jest.Może nie jest to zamiłowanie do samego ludu, ale z pewnością do dziedzictwa, z którego czerpiemy pewne wartości.A wytłumaczenia dla nazwy można się doszukiwać w tekście utworu „Pandradr” z płyty.
Jarcin:Kultura wikingów na dzisiejsze standardy jest bardzo specyficzna, można wręcz powiedzieć, że egzotyczna. Zdecydowanie jest to myślenie całkowicie inne od współczesnych standardów. Ludy północy tamtego okresu inaczej od nas widziały życie. Wszystko miało swój cel i zadanie.
M:
Pierwszym w Polsce zespołem, który swoją muzykę określał mianem Viking Metalu był gdański NORDEN. Ich muzyka była jednak inna niż to, co serwujecie Wy, czy chociażby VALKENRAG. Poza tym Wy nie używacie określenia „Viking”… Ale też w sumie szybciej dopatrywałbym się u Was wpływów UNLEASHED niż ENSLAVED. No i takim oto zawilcem chciałem podpytać o Wasze inspiracje 🙂
Bard: Inspiracja to może nie do końca pozytywnie kojarzące mi się słowo w kontekście tworzenia muzyki. Podczas komponowania i pisania płyty mieliśmy po 18-19 lat. Na pewno wtedy w odtwarzaczu kręciły mi się takie bandy jak TRAUMA, YATTERING, VADER, DECAPITATED, MASACHIST, DIES IRAE i cała ta ekstraklasa z pierwszych stron Metal Hammera i Thrash’Em All’a wczesnych lat dwutysięcznych. Polski DeathMetal, więc na pewno stanowi trzon płyty. Nie mogę też nie wspomnieć o całych „sesjach odsłuchowych” BATHORY, ENSLAVED czy choćby wspomnianego przez Ciebie UNLEASHED. Pojawiły się też zespoły z nieco innej beczki, takie, jak stosująca kosmiczne patenty rytmiczne MESHUGGAH i folkowa WARDRUNA, EIVOR czy CORVUS CORAX. Płyta jest chyba wypadkową tego wszystkiego. Zarówno muzycznie, rytmicznie, aranżacyjnie, jak i klimatycznie.
Bochen: Jeśli chodzi o wokale to zawsze inspiracją było dla mnie NILE, FLESHGOD APOCALYPSE czy IMMOLATION. Myślę, że niekoniecznie to słychać, ale zespóły te wpłynęły na moje postrzeganie linii wokalnej i ukształtowały mnie.
M:
Już dziś ukaże się Wasza debiutancka płyta. W końcu! Czemu trzeba była na nią tyle czekać?
Bard: To zależy od kiedy liczymy. Z reguły wszystko rozbija się albo o naturalność i weryfikację pomysłów albo o pieniądze. Płytę nagraliśmy w lipcu 2018 roku w Heinrich House Studio w Legionowie, natomiast Filipowi (realizatorowi I producentowi) chyba wypadło potem sporo spraw prywatnych, bo był w stanie ją zacząć miksować dopiero koło marca 2019, a skończyć w maju. Nie jestem w stanie być na niego za to zły – to dusza człowiek z ogromną pasją do muzyki, jeden z moich bohaterów z dzieciństwa (jako basista VESANII i DECAPITATED) oraz prawdziwie rozumiejący taką muzykę zajawkowicz, któremu cholernie zależało, żeby wszystko na płycie brzmiało co najmniej świetnie. Nawet jeśli czekaliśmy długo – efekt końcowy był tego warty.
Jarcin: Tak się też złożyło, że dopiero po miksach zaczęliśmy pracować nad sprawami naszego wizerunku, tego, co już jakiś czas temu chcieliśmy zrobić, a co można zobaczyć na przykład w teledysku do „Uppsalablot”. Sam montaż teledysku też zajął chwilę, w międzyczasie zdarzyła się trasa Deathbound Celebration 2019 z SACRIMONIĄ. Może wszystko bardzo rozciągnęło się w czasie, ale jest to bardzo wygodne, że nikt nas nie pośpiesza. Możemy przez to pomyśleć o tym, czy nasze pomysły są dobre i dać im nieco dojrzeć.
M:
Kto ją wyda i gdzie ją będzie można wyrwać? Myśleliście o zagranicznym wydawcy albo chociaż jakieś dystrybucji na West?
Bard: Płytę wydajemy sami, natomiast w dystrybucji będzie dostępna zarówno u nas, jak i u Grega, w Godz Ov War Productions. Oczywiście na koncertach w przyszłości również.
Bochen: Myśleliśmy zarówno o polskim, jak i o zagranicznym wydawcy i faktycznie trochę ofert się trafiło, ale żadna nie była według nas korzystna. Łatwo jest w końcu oddać Twoje dzieło w czyjeś ręce, ale nie zawsze warto. Stwierdziliśmy też, że najlepszą opcją jest w tym momencie self-release, bo będziemy mieć pełną swobodę w promowaniu płyty. Póki co nie jest chyba z tym tak źle.
M:
Demo „Śmierć Baldura” zebrało opinie…….? Bardziej pozytywne czy mieszane? 😉
Bard: Nie wiem, z reguły nie zważam na recenzje. Czasami z ciekawości jedną czy dwie przeczytam, ale i tak wypada mi to po 5 minutach z głowy. Z perspektywy czasu sam sądzę, że wtedy nie zrobilibyśmy demówki lepiej, bo nie mieliśmy do tego możliwości. Nie mamy więc czego żałować, chyba że umiejętności ówczesnego wokalisty w składzie. Zainteresowanie na pewno było, a po dziś dzień widzę na paru zagranicznych grupkach, że „Śmierć Baldura” wciąż zbiera jakiś feedback od ludzi. To cieszy, bo oznacza, że pomimo nagrania demówki w gnijącej, podkarpackiej piwnicy – młodzieńczy wkurw broni się sam.
Bochen: Myślę, że demo zostało odebrane całkiem ciepło. Po koncercie zawsze przychodził ktoś, kto był zainteresowany egzemplarzem, a to było jak miód na serce.
Jarcin: Dodatkowo cały oryginalny nakład dema się wyprzedał. W międzyczasie musieliśmy domówić kolejne sztuki, całkiem nieźle jak na 15 minut materiału.
M:
Gdzieś pod teledyskiem „Uppsalablot”– numeru, który jest zapowiedzią płyty „Ov Rituals, ov Ancestors, ov Destiny” wyczytałem opinię o słabej produkcji (hehe), ktoś inny zarzucił Wam plastikowe brzmienie. Jak dla mnie poziom niczego sobie, a muza… konkretna. Przyznać się, komu podpadliście? 🙂
Bard: To tylko opinia. Nikomu raczej nie podpadliśmy, ale mam świadomość, że są osoby, które mają ściśle wytyczoną wizję produkcji muzycznej i już w głowie układają sobie brzmienie albumu zanim go w ogóle usłyszą i zrozumieją o co chodziło twórcy. Jeśli ktoś komponuje lub realizuje muzykę nieco inaczej niż z narastającą bądź obecną modą – wystawia się na potencjalną krytykę, bo „odstaje”. Ale to nie ma dla nas znaczenia. Tworzymy Death Metal według własnego uznania i zgodnie z naszymi uszami. Jeśli ktoś słyszy muzykę podobnie do nas – możliwe, że zostanie naszym słuchaczem. Jeśli nie, to nas po prostu przewinie gdzieś tam na swojej playliście albo z rozczarowania wyrzuci lub sprzeda naszą płytę. Nic osobistego.
Bochen: To już kwestia preferencji – jedni wolną oldschool, inni nagrania z garażu wykonane starą Nokią (śmiech). My poszliśmy w inną stronę. Prawda jest taka, że we wszystkim można znaleźć trochę uroku, wszystko ma plus i minus, ale myślę, że jak na pierwszego długograja to poszło nam całkiem, całkiem.
M:
Swoją drogą ten klip kojarzy mi się trochę z BEHEMOTH…
Bard: Jeśli tak, to bardzo nam miło, bo BEHEMOTH robi znakomite teledyski i znaczy to, że praca nasza i Łukasza Klata została odebrana na przyzwoitym poziomie. Choć nie wiem, czy skojarzenie tego obrazka z czymś konkretnym jest takie proste. Podczas produkcji podpatrywaliśmy klasyków – teledyski do „One Rode To Asa Bay”, „Blessed Are The Sick”, „Enter Sandman” czy absolutnych miażdżycieli produkcyjnych – In This Moment. Możliwe, że BEHEMOTH również jest w jakiś sposób zainspirowany ich pracą i stąd to wrażenie.
M:
Jeden z utworów („Anno Domini 793 (Lindisfarne)”) ma w sobie datę, co w czasie pandemii zaraz włącza opcję >>wyszukaj<<. No i się okazuje, że ta data z zarazą ma niewiele wspólnego…
Bard: Data nie miała mieć z żadną zarazą absolutnie nic wspólnego. Jak pewnie sam zauważyłeś – nie jesteśmy szczególnie „modni muzycznie” – w końcu gramy Death Metal, nie Post Black czy inny sprzedający się teraz gatunek. Moglibyśmy nawet z wyprzedzeniem nazwać utwór „SARS-CoV-3” i czekać kolejne lata na okazję do premiery, ale to jest bardziej idiotyczne parcie na szkło, niż sztuka.
Jarcin: Tekst do „Anno Domini 793 (Lindisfarne)” odwołuje się do początku historycznej epoki wikingów i do wejścia w nowy, nieznany świat.
Bochen: Ja sądzę, że ma bardzo dużo wspólnego – coś sie stało nagle, ktoś umarł, a wiele osób panikowało.
M:
Na demówce były polskojęzyczne teksty. Jak się domyślam na płycie odeszliście od tego. Zgadza się? Dlaczego?
Bochen: Tak, odeszliśmy i była to dość naturalna zmiana. Chcieliśmy żeby przekaz był w uniwersalnym języku, zrozumiałym w miarę dla każdego, choć nie wykluczam tego, że kiedyś może pojawią się wstawki z północnych języków i będą dłuższe niż nazwy własne z mitologii nordyckiej.
Jarcin: Gatunek sam w sobie utrudnia zrozumienie tekstu (śmiech). Nie ma co dodatkowo utrudniać życia słuchaczom spoza Polski.
M:
Koncerty… Szykujecie się już na jakąś wyprawę? Płyta to dobra okazja objeździć kraj wzdłuż i wszerz, czyniąc wokół Zło, tak zupełnie przy okazji plądrując uszy fanów i klubowe bary 😉
Bard: Szczerze mówiąc, po przeczytaniu rozporządzeń rządowych dotyczących organizacji koncertów – nie wiem, na ile to rozważne. Jeśli ktoś będzie chciał, żebyśmy wystąpili, to w porządku, czekamy na propozycje, przemyślimy je i damy odpowiedź. Trzeba chyba zmienić teraz priorytety. Pandrador będzie funkcjonował jeszcze bardzo długo, więc możliwe, że spotkamy się na żywo w bardziej korzystnych do tego czasach. Słowem – jesteśmy oczywiście otwarci, ale nie możemy gwarantować, że wystąpimy tu czy tam.
M:
Nie miałem okazji Was widzieć, może kiedyś przyjedziecie zburzyć taflę mazurskich wód 😉 Na razie musi mi wystarczyć Wasze słowo – czym PANDRADOR różni się na żywo od innych? Serwujecie słuchaczom podczas koncertu tylko muzę, czy jest do tego jakieś misterium?
Bard: Z pewnością przyjedziemy. Wiele osób pytało nas o to, kiedy trafi się Olsztyn czy inne miasta w warmińsko-mazurskim. Pewnie musiałbym o tym pogadać z Ćwiarą z VARMII… (pozdro Łukasz!). A co do samego przebiegu koncertu – przychodzisz w końcu na koncert, nie na mszę w kościele czy innym miejscu kultu, więc ktoś odstawiający w klubie przesadne misterium chyba minął się z powołaniem. Gdybym miał to wszystko opisać, to chyba najbardziej widać wszystko po zdjęciach z Warszawy i Krakowa na naszym facebooku. Klimat naszego setu jest bardzo gęsty i ciężkostrawny, dla mnie na pewno też bardzo emocjonalny. Między kawałkami puszczamy drony jako muzyczne tło, żeby jeszcze podbudować całą atmosferę. Podczas pierwszych kawałków gramy w maskach „Czarnych Einhariarów”. To taki nasz koncept i osobisty odbiór tajemnicy śmierci w mitologii nordyckiej. Później zdejmujemy je, kiedy skończymy grać pierwszy rozdział płyty, czyli „Ov Rituals”. A później… gramy kolejne rozdziały – „Ov Ancestors” i „Ov Destiny”. I jest Death Metal. True Polish Death Metal.
Bochen: Czym się różni nasz show od innych… mamy na siebie pewien pomysł, który rozwijamy. Oprócz muzyki chcemy przyciągnąć też wizerunkiem, zachowaniem scenicznym. Może pojawią się jeszcze jakieś rekwizyty, które jeszcze bardziej pomogą w budowaniu atmosfery. Choćby ja będę miał niepowtarzalną okazję wykorzystać na żywo kości zwierząt, które zbieram w czasie leśnych wędrówek.
M:
Nasze pierwsze spotkanie dobiega już końca… Poproszę jeszcze o ostatnie słowo dla Czytelników Music Wolves.
Bard: Zabrzmiało groźnie (śmiech)! Tobie Marku dziękujemy za propozycję wywiadu, a czytelnikom z kolei dziękujemy, że poświęciliście chwilę na przeczytanie go. Ostatnie słowo… słuchajcie BATHORY, uważajcie na siebie i bądźcie dobrej myśli – czekamy na spotkanie Was na żywo. Może już niedługo się to uda. Do zobaczenia!
M:
Dzięki za odpowiedzi!
Pandrador: Dzięki również!