Jak dziki gon, wataha rusza, czując świeżą krew, nadstawia uszu, wytęża swój węch… w odmętach cieni, głosu z czeluści woła ich zew, by szukać, by łowić aż braknie im tchu, dźwięków gniewu, wichury i wyklętych strun…
Kingsphere – Enigmatic – recenzja
Progresje i breakdowny
Muzyka core to w Polsce gatunek popularny i jednocześnie niszowy. Owszem, ma swoje grono słuchaczy ale po frekwencjach na koncertach widać, że to trochę „sztuka dla sztuki”. Zespoły grają dla siebie wzajemnie i wybić się na szersze wody a także przyciągnąć publiczność spoza „fanbazy” gatunkowej to bardzo trudne zadanie. Muzyka core to też bardzo hermetyczne gatunki oparte na breakdownach, scream i od czasu do czasu tle elektronicznym. Siedmiostrunowe gitary idące w parze z podwójną stopą nie potrafią mnie mocno zaskoczyć ostatnimi czasy. Podobnie jak nie zaskoczył mnie debiut rybnickiego zespołu Kingsphere o tytule „Enigmatic”.
Młoda grupa ze Śląska powstała w 2020 roku i dość szybko przygotowała debiutancki album o tytule „Kingsphere” wydany rok później. Teraz oferują fanom drugi krążek. Czy nie za szybkie tempo? Można ocenić indywidualnie. Nowy album to mocny i melodyjny metalcore nasycony brzmieniami elektronicznymi. Obszerny materiał rozłożony 12 utworów na pierwsze kilka odsłuchów jest naprawdę dobrze wyprodukowany i przemyślany. Jedyne co, to 12 utworów w takim klimacie to dla mnie trochę za dużo i pod koniec płyta delikatnie zaczynała nużyć i przytłaczać wkradającą się monotonią. Zdaję sobie sprawę, że ten młody zespół włożył dużo serca w wydanie tej płyty jednak nie wszystko na „Enigmatic” koresponduje ze mną emocjonalnie. Z pozytywnych aspektów na pewno wyróżnię tu utwory „Clouds Collide” oraz „Point of Light”. Bardzo mocnym w moim odczuciu elementem płyty jest również intro „Impending Doom” i następujący po niej „Demolition”. Kontrast między synth popowymi klawiszami a nisko strojonymi gitarami brzmi całkiem ciekawie a wokal lawirujący między delikatnymi, popowymi czystymi wokalami potrafi w paru momentach ciekawie wjechać dobitnym krzykiem. Czasem tylko pomimo skondensowania utworów do kilku minut robi się za bardzo monotonnie i „Enigmatic” zaczyna zjadać poniekąd własny ogon. Krótsza o 2,3 utwory lub z innymi, mniej oczywistymi rozwiązaniami muzycznymi płyta byłaby jeszcze ciekawsza. Co nie znaczy że jest źle.
Kingsphere to młody zespół który jak każdy chciałby zaistnieć i pokazać się szerszej publiczności. Życzę im przede wszystkim wytrwałości bo to w czasach nadmiaru muzyki jest najważniejsze. Niech konsekwentnie robią swoje i wszystko będzie dobrze. Być może kiedyś wrócę do ich twórczości 😉
Mroczne cienie Ameryki Łacińskiej Bardzo lubię takie niespodzianki. Lubię, gdy kapela, dotąd mi kompletnie nieznana, a przy tym szufladkowana w stylu niespecjalnie mnie interesującym, okazuje…
Powrót Lokalnej Legendy Podszedłem do tej płyty z całkowicie czystą głową. Zespół MidnightDate znałem tylko z przelotnie pojawiającej się i to rzadko nazwy, włączyłem więc…