Bałkańska czerń
Muzyków metalowych grających pod każdą szerokością geograficzną łączy wspólny mianownik. Wszyscy, odkąd zaczęli w wieku nastoletnim słuchać ciężkiej muzyki, wpatrzeni są w największe zespoły w danym gatunku. Nie inaczej jest z bohaterami dzisiejszego tekstu, czyli serbskim duetem Kozeljnik i ich płytą „Sigil Rust”.
Krążek trwa trzydzieści minut, zawiera pięć autorskich kompozycji oraz cover grupy Dodheimsgard i brzmieniowo jest hołdem dla norweskiej sceny lat dziewięćdziesiątych. Surowość, mrok i zło są tu punktowane jak na klasycznych albumach Darkthrone’a czy Burzuma. Swoją drogą duet Luki Govednika obsługującego bębny i Marko Jerkovicia odpowiedzialnego za gitary i wokale mocno kojarzy mi się z kolaboracją Fenriza i Nocturno Culto. Na krążku „Sigil Rust” słychać mnóstwo patentów z twórczości Darkthrone’a, jednak dzięki serbskiej myśli są tak przemielone, że nie odbiera się ich jak plagiatu. Ba, niektóre kompozycje brzmią znacznie klarowniej niż to, co otrzymujemy na płytach Norwegów. Nie chciałbym tu wyróżniać żadnej kompozycji, gdyż mimo że jest ich sześć, otrzymujemy coś na kształt długiej, blackmetalowej suity, którą zdecydowanie lepiej traktować jako całość.
Z muzyką koresponduje również sugestywna okładka (pentagram musi być, a jakże) i ogólnie rzecz biorąc, oglądając wydanie tej płyty jestem pod dużym wrażeniem. Widać, że panowie solidnie przyłożyli się do jakości nie tylko muzyki, ale również promocji. W końcu nieraz jest tak, że dobra kulturowe kupujemy oczami. Duży plus za to.
Podsumowując, płytę duetu Kozeljnik odbieram jako sympatyczne poszerzenie spektrum muzyki, która, pomimo pochodzenia z kraju nieposiadającego światowej sławy reprezentacji w ciężkim graniu, broni się samodzielnie bardzo dobrze. To cieszy.
Kto lubi klasyczny black metal, ten polubi, a kto nie, to nie. Chociaż może?
7/10
Michał Drab