Recenzja - Łysa Góra - Oj Dolo

Łysa Góra to formacja sprawnie poruszająca się w muzycznym świecie, sięgająca po utwory ludowe i interpretująca je w sposób nietuzinkowy, kreatywny, intrygujący. Zarówno ludowe przyśpiewki, jak i autorskie utwory usłyszeć można w klimacie metalowym, rockowym, folkowym. Profesjonalny wokal, z lekkością odnajdujący się zarówno w śpiewie białym, jak i klasycznym, w towarzystwie przeróżnych instrumentów kreuje klimat swojski, sielski, przyjemny dla ucha i dla ducha…

Biorąc do ręki płytę, zwracam uwagę na okładkę. Nie, żebym się nią
w jakikolwiek sposób kierowała, ale zawsze po przesłuchaniu albumu do niej wracam i doszukuję się nawiązań do treści płyty. Okładka Oj Dolo mnie zaintrygowała. Sugeruje, że będzie sielsko, ludowo, po słowiańsku, z lekką nutą melancholii… W sedno. Mamy bowiem w ręce album akustyczny, oddający ukłon tradycyjnemu muzykowaniu, bez oczekiwanego pierdolnięcia, a subtelniej rzecz ujmując, unplugged. Zatapiając się w pieśniach, wyłuskać można przeplatające się i doskonale współbrzmiące instrumenty, takie jak skrzypce, bęben, saz, drumla, didgeridoo, czy tradycyjna sopiłka. Na wskroś ludowo. Znajdziemy tutaj bowiem utwory ludowe, które za pośrednictwem hipnotyzujących głosów przenoszą nas do ,,wsi spokojnej, wsi wesołej…”

Na początku porywa nas bałkańska pieśń ludowa Dali czarni oczi, która tak naprawdę nie zaskakuje nas niczym, czego by już nie było. Z kolei nawiązująca do rodzimego święta Kupalinka początkowo przypomina percivalowe Delberino, by już po chwili ponieść dźwiękiem melodyjnych skrzypiec nad łąkę w poszukiwaniu wonnych kwiatów na kupalny wianek. Utwór niby skoczny i radosny, a jednak w skrzypcach jakaś tęsknota się kryje… Być może do tego kochanka, co wianusek posiędzie… No i wjeżdża autorski, stylizowany na ludowo Jędrzej, w towarzystwie różnorodnych instrumentów i przeszkadzajek. Kawałek zarówno pod kątem muzyki, jak i tekstu- na wskroś ludowy. More sokol pije, mimo iż ukazuje ogromne możliwości wokalne artystek, nie należy do moich ulubionych, jakoś tak przydługo i monotonnie, nie do końca moja bajka… Za to moja ukochana Lipka mnie jak zwykle, nie zawiodła, dodatkowo męski wokal gdzieś w tle… urocze… Przy kolejnym, tytułowym utworze nieco przysiądę. Oj Dolo to autorski kawałek o ponadczasowej tematyce, w którym, mimo że, teoretycznie, nie ma niczego zaskakującego, ujął mnie. W niewytłumaczalny sposób uruchomił drzemiące we mnie gdzieś głęboko pokłady kobiecej wrażliwości, które urzeczywistniły się ciarkami na przedramionach i autentycznymi łzami wzruszenia, przysięgam! Szczególnie refren dotyka jakiejś części mojej duszy, wpędzając mnie w tak melancholijny nastrój, że pomimo mej wrodzonej nadpobudliwości psychoruchowej, mogłabym w tym stanie tkwić, i tkwić… Ale nic z tego, bo dość gwałtownie wyrywa z niego Mateus przytupujący do jakże radosnego brzmienia skrzypiec i tamburynu. Skoczna, radosna przytupajka wyrwie z każdego dołka. Sztoj pa moru zaskoczył mnie na wstępie. Pierwsze skojarzenie- Jasełka w przedszkolu, a to za sprawą uroczej sopiłki. Na szczęście nie spowiła mnie cicha noc, święta noc, a kołyszące głosy, które unoszą słuchacza niczym morskie fale. Matulu moja to kawałek miły dla ucha, o poruszającym tekście, który zapewne wzruszy żeńską część słuchaczy, aczkolwiek ciekawam zdania męskiego grona… Kompozycja płyty jest już dla mnie zrozumiała więc spodziewałam się, że po ckliwym kawałku będzie jakieś sielskie jebnięcie. Jakom Wiedźma, nie pomyliłam się. Siadaj, nie gadaj- uwielbiam ten kawałek w każdej odsłonie, tego nie można spieprzyć! Co więcej, okazuje się, że w ten kawałek można wrzucić dosłownie wszystko- wszelkiej maści instrumenty, odgłosy zwierząt z farmy Starego Donalda, a nawet humorystyczne wstawki niczym z polskiego filmu. Słuchając tego utworu odniesiecie wrażenie, że wirujecie w roztańczonym kółeczku razem z biesiadnikami weselnymi, a na dodatek po kilku sporych kieliszkach bimbru. Szczerze? Sama jestem zaskoczona, że ten kawałek aż tak mi wszedł. Dawno nie słyszałam utworu tak radosnego, humorystycznego, porywającego. Antidotum na chandrę, a przed użyciem nie trzeba konsultować się z lekarzem ni z farmaceutą. Ostatni, instrumentalny utwór na płycie ukazuje, co naszym artystom W duszy gro. Można odnieść wrażenie, że kawałek został umieszczony ,,na doczepkę”, ale naszła mnie taka refleksja… Płyta stanowi swego rodzaju wehikuł czasu, który przeniesie Was na dawną wieś, taką spokojną, radosną, bez telewizji i Internetu, gdzie ludzie byli ze sobą blisko chociażby poprzez wspólne śpiewanie przy cieple wieczornego paleniska lub podczas pracy w polu. Utwór końcowy pozwala spokojnie wrócić z tej sentymentalnej podróży wprost na kanapę. Fajnie było…

Wiolka/Wiedźma

Music Wolves - Odstęp

Myrkur- Folkesange Recenzja

Czyli opowieść o tym, jak pozostać sobą i nie dać się konwenansom Myrkur vel Amalie Bruun, Dunka, która od momentu założenia projektu w 2014 podąża…

Więcej ==>

Mendax – S/T EP – recenzja

Permanentny wkurw Od zarania dziejów emocje generowały sztukę, a sztuka generowała emocje. Najbardziej pierwotne instynkty człowieka musiały mieć swoje ujście, a jeśli dzięki nim wychodziło…

Więcej ==>