Pełzający chaos z Kanady
Nie samym Brianem Adamsem czy Nicklebackiem Kanada stoi. Mimo iż są to uznani reprezentanci tamtejszej sceny muzycznej, to pośród jej niemainstreamowej części udało mi się na przestrzeni lat wygrzebać wiele perełek. Do takich można zaliczyć założoną w roku 2014 w Oakville, Ontario, kapelę Malacoda.
Kanadyjczycy poruszają się w klimatach melodyjnego, mrocznego metalu i gotyku. Po zaprezentowaniu światu dwóch albumów długogrających w marcu tego roku przyszedł czas na zapowiedź nowej płyty w postaci 4-utworowej epki „Crawling Chaos”.
Album utrzymany jest w średnich tempach. Zawiera w sobie wszystkie elementy, jakich można oczekiwać od solidnej, gotyckiej produkcji. Są więc mocne, ale niedominujące gitary, przyzwoita perkusja no i oczywiście to, co stanowi kwintesencję gatunku – klawiszowe przestrzenie wzbogacone o elementy symfoniczne i delikatny, żeński wokal Beth Wilson, pozostający w kontraście do mrocznego wokalu klawiszowca i założyciela zespołu, Lucasa Di Mascio. Na płycie pojawili się także goście, m.in. świetny wokalista James Delbridge, chociaż akurat w tym wypadku nie udało mu się zabłysnąć i jego wysokie partie należy raczej rozpatrywać w kategoriach wpadki.
„Crawling Chaos” budzi we mnie mieszane uczucia. Dla purysty gatunku może okazać się rozczarowujący, jednak jeśli spojrzeć z szerszej perspektywy, jest to całkiem przyzwoita produkcja. Niespecjalnie odkrywcza, nie wnosi nic nowego do żadnego z gatunków, mimo to dająca się słuchać i nie zniechęca na wstępie. Ciekawe są kontrasty wokalne, momentami pojawiające się progresywne pasaże oraz mocniejsze riffy, których moim zdaniem mogłoby być zdecydowanie więcej. Chwilami jest epicko, chwilami mrocznie, chwilami romantycznie.
Jeśli szukasz, drogi Czytelniku, albumu z solidnym łupnięciem i warstwą brudu, to raczej omijaj ten szerokim łukiem, jeśli jednak lubisz klimat nieco symfoniczny, klawiszowe przestrzenie i żeńskie, melodyjne wokale, to jak najbardziej warto Kanadyjczykom dać szansę.
6/10
Tomek S.