Powrót Lokalnej Legendy

Podszedłem do tej płyty z całkowicie czystą głową. Zespół MidnightDate znałem tylko z przelotnie pojawiającej się i to rzadko nazwy, włączyłem więc płytę całkiem na ślepo. Może niesłusznie, bo szybkie badanie sieci wykazuje, że zespół ten ma nie tylko ciekawą historię zdobywania sceny na początku XXI wieku, kiedy jeszcze można było zajmować się takimi klimatami z sukcesem komercyjnym. Ale może fakt, że nie wiedziałem, iż to powrót lokalnej legendy dał mi możliwość nienastawiania się negatywnie na ten materiał

.

Wiecie zapewne już, że nie cierpię powrotów i zazwyczaj one mnie męczą. Sama okładka płyty nie powala, ale też nie drażni, to przyjemna grafika. Opisanie zawartości jako gothic metal też nie przykułoby mojej uwagi. Ale jednak stało się i płyta rozbrzmiała w głośnikach i fakt, było lekkie zaskoczenie. Otwierające płytę „Reichsführer Rage” daje dobry wstęp, mocny, energetyczny, dosyć surowy, mało ozdobników, jak na ten nurt ciężkiego grania i dosyć mocno nęcący, żeby zobaczyć co będzie dalej. Jednak dalej jakby zabrakło prądu. Na „God of War” czy „Mortal Corpses” czuć dopracowanie, ale dalej to tylko lekkie wstawki klawiszowe czy dęte, materiał nie jest już tak agresywny, jest bardziej przestrzennie i wolniej. Szczególnie widać to przy „Ancient Prophecy”, gdzie już mamy solówki, przestrzeń i większe nastawienie na klimat, a im dalej, tym więcej tej tendencji. Rozbudowane i podniosłe „Evil in Brain” pokazuje, że zespołowi nie brak ani wyobraźni muzycznej, ani rozmachu w tworzeniu swoich dzieł. Szczytem wyniosłości jest „Flame on Devil’s Face”, gdzie mamy już pełne klawisze, pełen patos i pełen rozmach projektowania klimatu. Mimo że płyta przyspiesza na „Dormant in the Depths of Madness”, nie brakuje jej dalej rozmachu muzycznego. Spokojne, nastrojowe i bardzo klimatyczne „Too Much Time has Passed” zamyka całość, tworząc idealne wyjście.

Nie zrozumcie mnie źle, płyta jest doskonale skomponowana, widać, że materiał jest przemyślany i dobrze dobrany. Wszystko się ładnie klei, pasuje do siebie i buja jak należy. Mnie jednak zabrakło w tym energii i mocy. Raczej płyta na spokojny, jesienny wieczór, a nie na dobrą imprezę. Widać, że muzycy nie zdziadzieli przez ten czas i że ich próba znalezienia sobie nowego miejsca na scenie muzycznej ma spore szanse powodzenia, za co z resztą trzymam kciuki. Dla mnie jednak zbyt wiele ozdobników, klawiszowych kokardek i trąbkowych firanek, niedających specjalnie mocy temu materiałowi, a jedynie rozrzucających energię. Mimo to płyta ma coś w sobie. Dziesięć konkretnych kawałków, które przy pierwszym i drugim odsłuchu pokazują, że gothic metal ma jeszcze wiele do powiedzenia. Polecam zarówno fanom gatunku, jak i fanom ogólnie mocniejszego grania z klimatem.

8/10

 

Music Wolves - Odstęp
Deathyard- recenzja

Deathyard- recenzja

Deathyard- recenzja Deathyard. Zespół dla mnie zupełnie dotąd anonimowy. Nie słyszałem ani nazwy, ani muzyki przez nich uprawianej, co jest dość dziwne. Przyczyny są następujące:…

Więcej ==>