Mroczne cienie Ameryki Łacińskiej

Bardzo lubię takie niespodzianki. Lubię, gdy kapela, dotąd mi kompletnie nieznana, a przy tym szufladkowana w stylu niespecjalnie mnie interesującym, okazuje się takim odkryciem. Tak właśnie jest z Morbid Stench, kapelą z Ameryki Łacińskiej, trudniącą się w doom/death metalu. Doom nieodparcie kojarzy mi się z przeraźliwie wolnym graniem, przy którym ani łbem nie potrząśniesz, ani nóżką nie tupniesz.

            Moje wyobrażenia do tego typu muzyki bardzo szybko zostały sprowadzone do przysłowiowego parteru, bowiem Morbid Stench na „Doom&Putrefaction” zawarło muzykę bardzo dla mnie atrakcyjną, nasączoną wilgocią oraz wonią znaną Nam z zatęchłych piwnic. Piwnic wypełnionych bynajmniej nie konfiturami Naszych babć….

„Doom & Putrefaction” jest debiutanckim długograjem kapeli; dotąd na światło dzienne zespół wypuścił z krypty Epkę oraz udzielił się na splicie. Debiut w moim odczuciu wielce udany, o czym poniżej.

            Płyta rozpoczyna się w sumie dla mnie zgodnie z oczekiwaniami –swego rodzaju inwokacją wspartą nieco smętnymi gitarami. Jest zatem bardzo domowo i niepokojąco…. Niemniej bezpośrednio po niej otrzymujemy cios obuchem w potylicę, w postaci ultra ciężkich gitar i perkusji. To tak, jakbyśmy w rzeczonej piwnicy nachalnie szperali, a powyższe dźwięki są manifestacją co najmniej niezadowolenia jej gospodarza.

            W zasadzie ta atmosfera, ten klimat, ten lepki, wilgotny smród stęchlizny jest wręcz namacalny na całej omawianej płycie. Jest przeraźliwie ciężko, smoliście, walcowato, natomiast czasem Morbid Stench uraczy nas nieco szybszymi zagrywkami. To jest tak, jakby Morbid Stench zastosowało inną proporcję aniżeli Incantanion; w muzyce tych drugich towarzyszą obrzydliwe, walcowate zwolnienia, z kolei tym pierwszym towarzyszą żwawsze tempa.

Obcując z „Doom & Putrefaction” mam wrażenie, jakbym uczestniczył w swoistego rodzaju odgrywanej historii, w środku planu filmowego horroru z lat 60, czy 70. To jest właśnie tak sugestywne granie. Do tego muszę dodać absolutnie kapitalny wokal  – głęboki, a czasem wykorzystywany w wyższych rejestrach, ale niesamowicie czytelny i wykorzystywany wręcz z niemożliwą świadomością. Poszukując właściwego określenia stwierdzam, że jest on teatralny, dramatyczny. Świetne!

            Jak napisałem wcześniej, płyta oferuje Nam masę grania w tempach wolnych, jak również tych nieco szybszych, ale bez przegięć. Jest to typowe granie dla starej szkoły, w której technika nie miała absolutnie żadnego znaczenia; chodziło o przekazanie emocji. Tutaj te z pewnością oscylują wokół grobowców, krypt i innych pomieszczeń, w których magazynowane jest wszystko, co ulega rozkładowi. Ten rozkład wręcz idealnie został wkomponowany zarówno w kompozycje, jak i produkcję albumu. W zasadzie każdy dźwięk, każdy moment płyty przenosi Nas w miejsce niedoświetlone, w którym co rusz napotykamy na masę pajęczyn, z których coraz trudniej jest Nam się wydostać. I to ciągłe poczucie dyskomfortu, towarzyszące eksploracji tego miejsca…

            Tradycyjnie na koniec nieco o produkcji. Ta jest po prostu kapitalna. Idealne brzmienie gitar i wokalu – te dwa elementy wszak przede wszystkim budują klimat tej płyty. Z jednej strony czytelne, z drugiej niesamowicie ciężkie brzmienie, w którym słychać warstwę zalegającego kryptę kurzu.

            Polecam bez dwóch zdań i bez niepotrzebnego pitolenia.

8,5/10

Paweł „Kostek” Kostka

Music Wolves - Odstęp

Gołoledź – Gołoledź (2022)

Pada śnieg, pada śnieg, jebi* się bałwanki Tym razem Zielona Góra. Stamtąd bowiem pochodzi zespół Gołoledź, który 18 listopada 2022 roku, dzięki D.I.Y Koło Records…

Więcej ==>

Tankograd – „Klęska” – recenzja

Teatr wojny w rytmach sludge/doom Temat wojny jest eksploatowany przez metalowców od zarania gatunku. Począwszy od „War Pigs” Black Sabbath, po wojenne komentarze szwedzkiego Sabatonu.…

Więcej ==>