Trochę gotyku tu, trochę doomu tam
Debiutanckie płyty mają to do siebie, że często zespół nie ma jeszcze ukierunkowanego pomysłu na siebie, produkcja jest miałka, a treść muzyczno-tekstowa bez wyrazu. To absolutnie nie zarzut, tylko zrozumiały proces ewolucji zespołu, który na kolejnych płytach odkrywa się w pełni (z wyjątkiem Metalliki oczywiście, która na debiucie się skończyła). Dziś mam dla Was debiut grupy Painthing o tytule „Where Are You Now?”.
Wszyscy wiemy, że tworząc grupę jest się pod wpływem swoich ulubionych zespołów i chce się podążać w tym samym kierunku, co one. Czasami bywa tak, że różne fascynacje członków zespołów tworzą ciekawą wypadkową w kwestii muzyki. Na debiutanckim albumie grupa Painthing prezentuje doom/gothic/death w formie ośmiu utworów, trwających niecałą godzinę. I tutaj pozwolę sobie na pierwszą „doczepkę”. Klimat płyty jest spójny, ale niestety brakuje mu pewnej wyrazistej iskry. Słuchając numerów takich jak „Widow and the King”, „Psychosis” czy „To Live is to Fight”, miałem wrażenie: OK, fajnie i co dalej, panowie? Ogólnie wszystko jest spoko, zgadza się, czuć tu wpływy Moonspell, Tiamat, Paradise Lost, My Dying Bride i paru innych tytanów gatunku, ale czasem te wpływy słychać aż za mocno (szczególnie w gitarach i wokalu, w którym aż dudni wpływ Fernanda Ribeira czy Aarona Steinthrope’a. Co do produkcji, to płyta „Where Are You Now” w pewnych momentach przytłacza samą siebie. Aspiracje są (i dobrze, bo muszą być), ale wydaje mi się, że pewne idee zostały trochę przekombinowane i przez to zatraciła się swego rodzaju głębia. Zdaję sobie sprawę, że czynniki zewnętrzne i uwarunkowania nagraniowe nie dają często takich rezultatów jakie brzmią w głowie, zatem liczę, że na kolejnych płytach będzie lepiej. A może w zamyśle muzyków tak miało być? Cóż, to tylko moja subiektywna opinia.
Co do przesłania, jest: mroczne, depresyjne, tajemnicze i pesymistyczne. Płyta sunie jak walec i opowiada pewną historię. Jaką? Niech każdy słuchacz przekona się sam. Całość wieńczy znakomity, organowy „So Be It”, który ciekawie zamyka opowieść. Robotę robi również wymowna okładka, która zapowiada, czego się spodziewać po tej płycie.
Debiutancki krążek grupy Painthing raczej na długo ze mną nie zostanie. Jest OK, ale bez rewelacji, chociaż życzę zespołowi wszystkiego najlepszego i wierzę, że na kolejnych wydawnictwach będzie rozwijać swoje zamysły.
5/10 Michał Drab