Mroczne wejście do maszyny pełnej walców, kół zębatych, toporów upaplanych posoką i opadających na łeb z prędkością i siłą skalistej lawiny z norweskiego fiordu....
Cała 37 minutowa płytka Pandrador – OvRituals, OvAncestors, OvDestiny to czysty death metal, może z lekka nutką zimnego, czarnego lasu. Nie szukajmy tu rewolucji, nowych pomysłów, które zrewolucjonizują hutniczą twórczość – Pandrador korzysta z deathowych klasyków i patentów Vadera, Morbid Angel, Nile, Decapitated, ale również zahacza o blekosy w stylu Behemotha. Gitarowo i perkusyjnie – technicznie – to pierwsza liga – rytmika, solówki, harmonie – nie ma się do czego przypierniczyć, a wręcz odwrotnie – jest się od kogo uczyć, gdyż muzykanty prezentują naprawdę wysoki poziom umiejętności.
Wokalnie płyta trzyma się stylu – porządny, szarpiący nery growl, przy czym jest on nawet czytelny, co nie jest zbyt częste w takim stylu muzycznym. Wokale nie są też aż tak bardzo gęste, żeby wkurzać, może tylko czasami brakuje urozmaicenia barwy, ale domyślam się, iż jest to zabieg celowy „i tak ma być” 🙂 W Anno Domini 793 tremolka gitarowe spowodowały u mnie tuptanie klapeczkiem, a to już reakcja rodem z potańcówki sobotniej, czyli wielki plus 🙂 Bladr również bardzo zacnie wbija się w bebeszki 🙂 Kawałki jednak aż tak nie różnią się od siebie stylistycznie – po prostu dostajemy ponad pół godziny lekko połamanej rytmicznie chłosty o bardzo wysokim poziomie technicznym, z kilkoma ładnymi melodyjko-solówko-harmoniami i dość ciekawą perkusją. Na dłuższą metę jednostajny wokal troszkę nudzi, ale nie aż tak bardzo gdyż barwowo jest bardzo dobry.
Brzmienie płytki to również pierwsza liga – nowocześnie, mięsiście, selektywnie…może troszkę brakuje mi werbla, ale to kwestia gustu. Tekstowo chłopaki o sobie napisali: liryczny koncept, którego podstawy leżą w celebracji śmierci i nadprzyrodzonych sił znanych z mitologii nordyckiej. W tekstach przeszłość przenika się z teraźniejszością, prezentując spojrzenie na „nordyzm” z perspektywy człowieka nowoczesnego. Nieistotna jest tu muzyczna przystępność, chwytliwość czy popularność gatunku – to dźwięki „Ku chwale Martwych Bogów” – i myślę, że tego się trzymają 😉
Podsumowywując – dobra death metalowa płytka, światowo nie ma się czego wstydzić, a nie jeden zespół mógłby się uczyć – polecam obserwować 🙂
8/10