Purnama – „Flame of Rebellion”
Dzisiaj na ruszt bierzemy najnowszy krążek czeskiej załogi Purnama – „Flame of Rebellion”. Mamy do czynienia z reprezentantami naszych południowych sąsiadów, kojarzących mi się bardziej z hokejem na lodzie, piwem, zamkami oraz, rzecz jasna, laicyzmem. Czeski metal? Myślisz – death i oczywiście gore/grind. Purnama z kolei swoim krążkiem każe mi nieco poszerzyć horyzonty i zmodyfikować moje postrzeganie Republiki Czeskiej, gdyż ich muzyka to nic innego, jak death/black utrzymany w średnio szybkich tempach.
I mam problem! Ponieważ „Flame of Rebellion” jest nagrany i zagrany bardzo sprawnie, umiejętnie, z zachowaniem odpowiednich proporcji w każdym detalu i … tyle. Krążek bardzo poprawny, którego odbiór jest przyjemny, przy czym nie zapada na dłużej w pamięć. W zasadzie to niczym nie zaskakuje. I w sumie na tym mógłbym skończyć recenzję, niemniej nie osiągnąłem wymaganego w redakcji minimum treści… To jadymy!
Kojarzą Necrophobic? Tak? To mniej więcej macie teraz wyobrażenie zbliżone do tego, co znajdziecie na „Flame of Rebellion”. Oczywiście, nie jest to prosta kopia twórczości Szwedów, niemniej kierunek obrany przez Purnamę, kojarzy mi się właśnie z ich bardziej utytułowanymi kolegami. Jaka więc jest zawartość krążka? Purnama, jak wskazałem powyżej, gra death/black w wydaniu średnio szybkim, przy czym poszczególne kawałki w tym wymiarze są oczywiście zróżnicowane. Czesi zatem serwują nam przyspieszenia oraz pozwalają nam łaskawie odetchnąć w dość często stosowanych zwolnieniach. To wszystko doprawione jest okazjonalnie pojawiającymi się klawiszami, które wydają się być wyłącznie po to, by podbić występujący w danym momencie utworu klimat. Wszystko jest skomponowane bardzo umiejętnie i ze smakiem, lecz, jak wskazałem powyżej, przełomowe nie jest.
Ciężko jest wyodrębnić jakikolwiek element materiału, który zasługiwałby na szczególną uwagę. Wszystko do siebie pasuje, jak w niemieckim samochodzie. I w sumie ta analogia mi się całkiem udała, bowiem Niemcy tworzą samochody bardzo dobrze zbudowane w kontekście konstrukcyjnym. Zaś jeśli chodzi o emocje związane z ich eksploatacją – sprawnie jeździ, nie? Tak samo z „Flame of Rebellion”: „Fajne. Dupy nie urywa, a niech se leci”. Natomiast podoba mi się, że niemal każdy kawałek podszyty jest pewną dozą patosu, co powoduje, że muzyka Purnamy świetnie sprawdza się jako towarzyszka – tło do wszelakich innych czynności, do których zaliczyć można dla przykładu granie w planszówki (pykanie w taki Talizman z „Flame of Rebellion” w tle jest całkiem kuszące). Obecnie czytam „Rok Tysięczny” Karola Bunscha, traktujący o początkach państwowości Polskiej (akurat skupiający się na początku rządów Bolesława Chrobrego) i lektura takiej książki wraz z towarzyszącą jej w tle muzyką Purnamy jest całkiem przyjemna.
Produkcyjnie płyta brzmi bardzo dobrze. Lubię, gdy bas nie jest tylko tłem, lecz pozwala mu się gdzieniegdzie samodzielnie pojawić, choć nie na pierwszym planie. Tak właśnie jest na „Flame of Rebellion”. Ponadto produkcja idealnie pasuje do obranego kierunku. Jest dość czytelna, niemniej nie jest sterylna i mięsista. Zawiera niezwykle istotny w tego rodzaju graniu brud i grud, co bardzo dobrze służy repertuarowi Czechów i podkreśla reprezentowany przez nich styl.
Polecam, choćby z uwagi na świetny „art work”. Zawartość płyty również nie rozczarowuje, aczkolwiek z drugiej zaś strony nie wyzwala we mnie specjalnej dawki namiętności. Niech leci…