Djavena- Progresywny Nightwish w barwach folk metalu.
Moje serce bije blisko starych dziejów, mitologii Słowian oraz folk metalu. Dokładnie takiego brzmienia się spodziewałem patrząc na debiutancki album zespołu Djavena. Nie będę was oszukiwał, to jedna z najlepszych okładek, jakie przyszło mi oglądać w ostatnich latach. Całość stylistycznie utrzymana jest właśnie w klimacie mocno słowiańskim, a obraz kobiety, który widzimy na okładce wygląda jak damska wersja Leszego. Same tytuły też mocno odnoszą się naszej mitologii: Slava Perunu czy Velesov glas –zapowiadają, że dostaniemy solidną dawkę folkowego brzmienia, w najlepszym wydaniu. Czego oczekuję po folkowych płytach, to zdecydowanie nieambitne techniczne granie, a raczej proste skoczne melodie, dawne instrumenty, oraz melodia do tańca i chędożenia lub ostatecznie bicia wrogów. Włożyłem płytę do odtwarzacza i doznałem niemałego zaskoczenia. Ale o tym poniżej.
Djavena ma tyle z folk metalem wspólnego co ja z tańcem klasycznym (czyli raczej niewiele). Zespół reprezentuje rasowe progresywne granie połączone z wokalem niczym w starym dobrym Nightwishu. Zdecydowanie lepiej odnajdą się tutaj fani Dream Theatre niż Percivala. Muzycy lubią kombinować z rytmiką, każdy utwór jest rozbudowany i szczegółowo dopracowany. Jednym z pierwszych utworów jest „Slava Perunu”, ma on ponad siedem minut. Zaczyna się dość powolnie klawiszami (które właśnie przypominały mi te z ballad nightwisha), konkretnym rytmicznym riffem, aby po chwili uzupełnić całość pięknym damskim wokalem. Cały kawałek przeskakuje płynnie po różnym tempie grania, pozwalając wybrzmieć każdemu z instrumentów. Ogólnie jest to wszystko bardzo spójne, nie czuć, aby te zmiany rytmu były wymuszone.
Na ogół bardzo ciekawe jest to, że na większości płyt dostrzegam jedną dobrze wybijającą się rzecz- np. techniczne granie gitar czy świetny wokal. Na tym albumie nie mogę wybrać właściwie czegoś, co podobało mi się najbardziej. I to nie jest zarzut- po prostu całość jest tak spójna, że mogę jedynie powiedzieć, że to po prostu bardzo dobry album. Jeśli miałbym jednak odpowiedzieć na pytanie, co najbardziej mnie urzekło na tym krążku- to zdecydowanie wokal Orliny – silny, wyrazisty, wysoki i przyprawiający o dreszcze.
Podsumujmy – szczerze dla przeciętnego fana folk metalu, ten album będzie niezbyt interesujący. Nie oszukujmy się, nie znajdziemy tutaj skrzypiec, czy tak ostatnio popularnej liry korbowej. Dodatkowo odbiór krążka będzie jeszcze cięższy, bo całość zaśpiewana jest po starosłowiańsku. Oczekując więc prostego folkowego brzmienia i tekstów w stylu: „pije piwo, jestem wojem – dawać mi tu nagie dziewoje!” to zdecydowanie się zawiedziemy. Jeżeli nie jesteśmy fanatykami muzycznymi, możemy się bardzo miło zaskoczyć. Dostajemy dobry kawał technicznego grania, podlanego polewką słowiańską, z jednym z najlepszych damskich wokali, jakie ostatnio miałem okazję słuchać. Więc jeżeli chcecie poszerzyć swoje horyzonty, lubicie dobre techniczne granie, polecam wam sięgnąć po ten krążek – na pewno się nie zawiedziecie.
Łukasz (Ulwar) Szczygło