Apokalipsa nie potrzebuje niewolników

Gdybym kiedyś wszedł do baru motocyklowego w czarnej, ćwiekowanej skórze i z brodą sięgającą do pasa, chciałbym, żeby towarzyszyła temu odpowiednia oprawa muzyczna. Brody co prawda nie mam, kurtka cały czas czeka na zakup, ale myślę, że z wybraniem muzyki nie miałbym żadnego problemu.

Chłopaki z Hellhaim mają jasną wizję tego, co chcą grać. A jest to twardy, męski hard rock, wymieszany z heavy metalem oraz paroma cięższymi odmianami. Kiedyś, gdy po raz pierwszy usłyszałem o festiwalu „Męskie granie” byłem pewien, że właśnie coś takiego będzie można tam usłyszeć. Niestety, mam najwidoczniej zupełnie inne pojęcie znaczenia tego terminu niż organizatorzy. Hellhaim gra muzykę tak męską, że o mało nie wyrosły mi włosy na klacie.

Chłopaki uderzają z pełną mocą zaraz po tym, jak przebrzmi ostatnia nuta intra. Nie mamy tu żadnych kompromisów, chłopaki grają dokładnie tak, jak gra im w duszy, a gra im piekielnie dobrze. Do mnie taka muzyka trafia, jest ciężko, jest melodyjnie, jest z charakterem. Takie albumy lubię.

Popijając piwo w barze dla motocyklistów i zakapiorów (to często te same osoby) usłyszymy również lżejszy, rockowy kawałek „Eclipse” oraz coś, co nieprzygotowanym może popsuć nieco smak spożywanego właśnie napoju – klimatyczny, trzyminutowy utwór „Golgotha”, który dzieli płytę na dwie części.

Świetny wokal, zarówno czysty (przypominający czasem Jamesa Hetfielda, a czasem wznoszący się na najwyższe możliwe rejestry) oraz ekstremalny. Wokalista zdecydowanie wie co i jak robić ze swoim głosem, żeby brzmiało to dobrze.

Rewelacyjne gitarowe solówki, które nie przyćmiewają jednak całej reszty płyty. Bardzo przyjemnie zostało to skomponowane i słychać, że wszystko brzmi tak, jak powinno. Perkusja sprowadza się tutaj niemal tylko do wybijania rytmu, ale to nie przeszkadza. Robi swoje i o to w tym chodzi.

Może i jest tak, że to wszystko słyszeliśmy w takiej czy innej formie, ale chyba ani razu na jednym albumie jednego zespołu. Chętnie usłyszałbym ich na żywo i zobaczył, czy na scenie też mają taką energię jak na debiutanckiej płycie.

Będę z zainteresowaniem śledził karierę chłopaków z Hellhaim i wam radzę to samo. Kawał porządnego grania. Może i nie odkryli koła na nowo, ale bądźmy szczerzy, po co to komu? Ekipa ma swoją wizję tego, co chce robić, więc jak najbardziej powinniśmy im na to pozwolić. Mam wrażenie, że takich bezkompromisowych, grających męski heavy metal kapel na naszym rynku jest jak na lekarstwo.

Zdecydowanie polecam.

Piotr Edgar Garbacz

Music Wolves - Odstęp

Mendax – S/T EP – recenzja

Permanentny wkurw Od zarania dziejów emocje generowały sztukę, a sztuka generowała emocje. Najbardziej pierwotne instynkty człowieka musiały mieć swoje ujście, a jeśli dzięki nim wychodziło…

Więcej ==>