RADOGOST - DARK SIDE OF THE FOREST
Fanom folk metalu kapeli Radogost przedstawiać nie trzeba… Chłopaki ze Śląska Cieszyńskiego dość wysoko postawili sobie poprzeczkę już pod Wielkim Dębem, skąd dzisiaj przenoszą nas na Ciemną Stronę Lasu, co już na wstępie sugeruje okładka.
Drzwi do Dark Side of the Forest otwiera nam Baba Jaga, która w zalotnym brzmieniu skrzypiec zaprasza nas do zabawy w… ciuciubabkę… Dlaczego? Otóż po przesłuchaniu całej płyty nie mogę oprzeć się wrażeniu, że w taką właśnie zabawę zostaliśmy wciągnięci… Raz słyszymy znajomego Radogosta, za chwilę, jakby nie On… co w ostatecznym rozrachunku daje przyjemne uczucie ukontentowania różnorodnością i niespodziewanymi zwrotami akcji.
Na płycie usłyszymy 11 utworów, z czego tylko jeden, ku chwale patrona grupy, jest w wersji… polskojęzycznej. Zaskoczenie? Rozczarowanie? Kwestia gustu, tym bardziej, że kawałek, mimo że brzmi ciekawie, to nie daje możliwości wykazania się wokaliście. No właśnie, wokal… Mroczny, tajemniczy głos Mussiego usłyszycie, owszem, ale tylko momentami, bo prym wiedzie tutaj Marcin Velesar Wieczorek. Interesujący, mocny, świadomy wokal, ale czy dwa samce alfa na jednej scenie się nie pogryzą? Jak widać, jak się chce, to się da.
Usłyszymy utwory różnorodne, z oczekiwanym, ostrym radogostowym pierdolnięciem, skoczne, dynamiczne, przy których nóżki same skaczą, a kręgi szyjne mogą ulec nadwyrężeniu. Zwolennicy utworów o wolniejszym tempie także będą usatysfakcjonowani.
Dobrą zabawę gwarantuje nam z pewnością kawałek Baba Yaga is coming – świetne przejścia, wyraźnie brzmiące skrzypce, dwa przeplatające się wokale… ja to kupuję. Przy kawałku Watra spokojnie można poskakać pod sceną, a krótką drzemkę gwarantuje Remember My Name, na szczęście rozkręca się pod koniec, no i tekst jest wzruszający, więc przymykam oko na to, co mi nie siedzi. Niezłe szarpanie strun usłyszymy w Burnin Cold Hell, faktycznie, miałam ciary, niezła kompozycja i wokal na wysokim poziomie. Ciekawym tworem jest dziesięciominutowa trylogia na zakończenie muzycznej uczty pod znakiem ciemnej strony lasu. Gwarantuje uczucie sytości bez sięgania po pigułkę na niestrawność, za to niezaprzeczalnie album pobudza produkcję endorfin.
Innymi słowy, „musthave” każdego szanującego się fana folk metalu. Problem mogą mieć jedynie zwolennicy polskojęzycznych utworów, jak i samego Mussiego na wokalu, ale do odważnych świat należy, więc warto podjąć wyzwanie… a jeśli nie… to zawsze możecie wrócić pod dąb…
Wiolka/ Wiedźma