Symfonia mrocznych harmonii.

Symfoniczny black metal to gatunek, którego wielkim orędownikiem byłem w czasach nastoletnich (czyli dawno temu). Odkrywanie zespołów typu Cradle of Filth czy Dimmu Borgir było poznawaniem nowego, nieznanego lądu co sprawiło, że wyżej wymienione składy i wiele innych pozostało ze mną przez wiele lat. Dziś słucham ich już mniej (a niektórych jak np. Cradle of Filth praktycznie wcale), ale sentyment pozostał. Czasem pojawi się kolejny zespół, który taki płomień sentymentu rozpali mocniej. I tu na scenę w swym mrocznym, upiornym anturażu wchodzi warszawska grupa Sacrimonia ze swoim debiutanckim albumem „Anthems of Eclipse”.

Zespół Sacrimonia istnieje od 2015 roku i ich pierwszym wydawnictwem jest EP-ka z 2016 roku o tytule „New World Ascencion”, która zapowiadała w jakim kierunku zespół ma zamiar podążyć. Minęło sześć lat i oto mamy album. Na całej płycie dominuje klimat kojarzący się z twórczością Edgara Allana Poe bądź mrocznymi baśniami spod znaku Braci Grimm. Nietrudno też nie obejść się bez skojarzeń dotyczących inspiracji chociażby wymienionymi już Cradle of Filth. Duża w tym zasługa nie tylko samej muzyki co głosu wokalistki (mam wrażenie, że w niektórych momentach stara się być bardziej Danim Filthem niż sam Dani kiedykolwiek był ;)). Dużo odnajduję tu również wpływów z niektórych utworów Emperor.

Na płycie „Anthems of Eclipse” otrzymujemy urokliwe, black metalowe pasaże, melodyjne wstawki klawiszowe i podniosły, wręcz barokowy nastrój. Nie przekonuje mnie to jednak w stu procentach. Są utwory, które pasują mi bardziej jak „Modern Prometheus” czy „Katabasis”, jednak całościowo brakuje mi w tym jakiejś swoistej tajemnicy. Oczywiście nie chciałbym aby zostało to odebrane jako zarzut. Zespół jest młody, ma jeszcze wiele przed sobą i wierzę, że nabierze doświadczenia i wypracuje swoje własne brzmienie. Na chwilę obecną trochę za dużo tu „stylistycznego konserwatyzmu” a za mało „ducha”. Od czegoś trzeba w końcu zacząć. Na tę chwilę jest po prostu dobrze.

Co mi się na tym albumie podoba najmocniej? To, że dzięki muzyce uśmiechnąłem się kilka razy pod nosem na myśl o czasach nastoletnich kiedy słuchałem takich zespołów o wiele więcej.

6/10 Michał D.

Music Wolves - Odstęp

Motanka – recenzja

Duchy pradawnych ziem zaklęte w magiczny trans To było dla mnie niezwykle odkrywcze, że klasyczny metalowy kwartet może stworzyć tak potężne, tak niezwykle przestrzenne i…

Więcej ==>

Shagreen – „Standstill” recenzja

Połączenie elektroniki, gitar i delikatnego, kobiecego głosu z delikatną dozą dekadentyzmu… Połączenie elektroniki, gitar i delikatnego, kobiecego głosu? Czemu nie. „Standstill” to trzeci album, niezwykle…

Więcej ==>