Nie czerń i biel, lecz odcienie szarości
Znacie Klaytona? Jeżeli ktoś jeszcze nie zna dorobku multiinstrumentalisty obracającego się w kręgach industrialu i industrialnego metalu, Alberta Scotta znanego jako Klayton, jest to niebywała okazja! Klayton ma za sobą (i, jak sądzę, przed sobą również) wiele projektów, m.in. Circle of Dust oraz szerzej znany Celldweller. Chociaż już od około 30 lat jest aktywnym muzykiem, jego kreatywność zdaje się nie mieć końca. I tak od kilku lat także karmi nas synthwave’wowym brzmieniem projektu Scandroid, którego jest głównym mózgiem i wykonawcą. Chociaż może się wydawać, że na poletku pośledniejszych, soundcloudowych twórców nurt retrowave mógł się już nieco wyczerpać, moim skromnym zdaniem Scandroid za każdym razem nadaje nową jakość temu gatunkowi.
Album The Darkness and the Light to wydana w grudniu 2020 roku komplilacja dwóch wcześniejszych epek: Into the Darkness oraz Into the Light. Połączone razem dwa minialbumy wzbogacone o trzy wcześniej wydane single oraz dwa nowe utwory miały stworzyć koncept album pod flagą FiXT, czyli – a jakże – wytwórni samego Klaytona.
Całość to aż 19 utworów, z czego dwa stanowią intra, więc jest czego posłuchać. Album otwiera część The Darkness i petarda, czyli dynamiczny Phoenix. Wbijające się w ucho połączenie melodyjnych riffów i synthwave’owego sznytu aż krzyczy latami 80. Jeśli dodać do tego wokal Klaytona, mamy zgrabne, chwytliwe i z przytupem otwierające całość połączenie. Dalej The End of Time już wprowadza nas we wręcz aggrotechowe klimaty, również dynamiczne, zmienne, widać tutaj zabawę łączenia gatunków, grę przesterowanym wokalem Klaytona. Tekst piosenki również jest ciekawy, a aranżacja utworu intrygująca. W tym miejscu płyta karmi nas coraz lżejszym klimatem: możemy usłyszeć równie dynamiczny, lecz już darksynthowy Onyx. Jeśli pomyśleć, że wpływów różnych stylów jest na razie mało, to może powiew postpunkowego klimatu w Nighttime? Mamy tu niezłe nagromadzenie stylów, lecz nie jest to nieprzemyślany chaos, bardziej zabawa, gra i melodie, które się zapamiętuje. Futurystyczne teksty i kolorystyka grafik potęgują klimat nocnej przejażdżki po mieście przyszłości. Synthpopowe I Remember You to taki właśnie chillowy, synthowy klimacik z introspektywnym tekstem. Warto tu dodać, że ten utwór nie przynależał oryginalnie do albumu The Darkness, lecz był wydany jako osobny singiel i jest to interesujące, dlaczego pojawił się akurat tutaj na trackliście. Żeby nie było zbyt nostalgicznie, Astor Place zabierze nas w podróż do Nowego Jorku w przyszłości już w typowo darksynthowych klimatach. I tak docieramy do Out of Darkness – tytułu zapowiadającego zmianę klimatu na płycie, jednak to wciąż melodyjny darksynth, tym razem w pełni instrumentalny i utrzymany w klimacie retro 80’s.
Po mrocznej części płyty, pomiędzy głównymi komponentami usłyszymy dwa ekskluzywne dla tego wydania utwory: melodyjny synthpopowy Less than Zero ozdobiony delikatnym wokalem tajemniczej wokalistki ukrywającej się pod pseudonimem King Protea oraz instrumentalny Limelight zapowiadający orbitowanie w kosmosie. Po 40-sekundowej instrumentalnej wstawce Into the Light już znajdujemy się po jasnej stronie mocy, gdzie czeka nas – a jakże – jeszcze więcej zabawy na linii synthwave – synthpop – post-punk. I tak rockowo-taneczny Writing’s On the Wall [pisowania oryginalna] częstuje nas zrobotyzowanym wokalem Klaytona, a Everywhere You Go serwuje post-punkowy basik i łagodny przytłumiony elektronicznie wokal. Jeśli jest to wycieczka po mieście przyszłości, to Awakening zapewni dobrą dawkę retro-chillu pod palmami, gdzieś na dachu wieżowca. Idziemy więc dalej w stronę retrowave z New York City Nights: jak dla mnie biały garnitur i szeroki wąs to jest klimat tej piosenki, mamy tu i chillowy saksofon, i rytm jak z policyjnych seriali, a do tego przyjemny ubarwiony elektronicznie wokal. Time Crime też jest w synthrockowym klimacie, tylko mamy tu trochę większego wąsa. Słuchając Purified mamy do czynienia znów z mieszanką post/synth i zabawą stylem. Jako że zbliżamy się do końca płyty, Into the Light wieńczy piosenka Dark Tide zrealizowana we współpracy z wokalistką Megan McDuffee. Jest to miły dla ucha synthpop z wpadającym w ucho refrenem i melancholią wtopioną w całość piosenki, która generalnie siadła mi w umyśle dosyć mocno. Całość albumu wieńczy darkwave’owy Red Planet zaczerpnięty z The Darkness, czyli koło światło/mrok nam się zamyka.
Moje uczucia względem całej płyty są jak ona sama – niejednoznaczne. Z jednej strony wpasowuje się w koncepcję albumu, ponieważ różnica pomiędzy mrokiem a światłem na tej płycie nie jest uderzająca, bardziej sugeruje przenikanie się stylów i uczuć. Z drugiej strony podział na The Darkness oraz Into the Light nie przebiegł po linii prostej, a utwory zawarte w tych częściach mieszają się w ogólnie synthwave’wową całość, czasem z wysuniętym pazurem, czasem nie. Nie jest po pazurzysko wściekłego tygrysa, raczej pazurek mojej kici. Jednak nie mogłabym stwierdzić, że utwory mieszają się w bezkształtną galaretę, ponieważ każdy z osobna ma swój charakterek, są dobrze zaaranżowane i świetnie się ich słucha. Koncept album mamy więc tutaj w sensie ogólnej tematyki utworów dotyczącej starcia mrocznej strony duszy ze świetlistą (zresztą wielokrotnie na płycie w tekstach piosenek słychać stwierdzenia w stylu „nie mogę wybrać pomiędzy mrokiem a światłem”).
The Darkness and the Light nie jest też wielce taneczny, jest tu spora dawka chillu, przemyśleń, wpływów klasyków takich jak Tangerine Dream czy Jean-Michel Jarre. Widać i słychać, że Klayton wie, co robi, a kto chciałby lecieć w podróż w czasie i przestrzeni do retro-futurystycznej krainy Scandroida, ten się nie zawiedzie.
8/10
Isabela Papillon