To wszystko już gdzieś było

W muzyce chodzi o emocje. Bardzo często o silne emocje, jak złość, gniew, rozpacz, żal, rozczarowanie. Muzyka przynosi katharsis, oczyszczenie z tych emocji tym, którzy tego pragną. Dla innych muzyka to po prostu tło dla codziennych czynności. Ci pierwsi słuchają muzyki pełni napięcia, kiedy nadejdzie ich ulubiony fragment utworu. Ci drudzy zmieniają stację radiową w drodze do pracy, kiedy piosenka trwa dłużej niż cztery minuty. Dla kogo jest nowa płyta młodego zespołu Stalker – Black room?

Zespół powstał w roku 2020 jako projekt czterech kolegów, którzy postanowili stworzyć coś nowego dla rozrywki w ogarniętym pandemiczną nudą świecie. Spośród twórców najszerzej rozpoznawalnym może być Nalle Påhlsson, który w Stalker gra na gitarze basowej i odpowiada za drugoplanowe wokale, a dla fanów heavy metalu dał się poznać jako osoba zaangażowana w twórczość zespołu Therion. Z tym samym składem związany jest Björn Höglund, który w obydwu kapelach siedzi przy perkusji. Michael Storck (wokal) oraz Dragan Stankovic (gitara) to pozostałe dwie osoby ze składu. Chociaż ich historia muzyczna jest dość obszerna, to niestety nie jest to liga, w której gra Therion.

Płytę rozpoczyna utwór tytułowy, który szybko wskazuje nam na gatunek muzyczny, którym inspirowali się twórcy. O ile jednak w czasach swojej świetności power metal był muzyką, której moc i szybkość topiły mózgi swoich fanów, o tyle Black Room, bo o tym utworze mowa jest w stanie stopić jedynie lód w whisky w przydrożnym barze. Większą nadzieję na ciężkość daje wstęp do kolejnego utworu Dance, który może spodobać się fanom Finów z Lordi, gdyż jako żywo mógłby znaleźć się na playliscie razem z Would you love a monsterman wspomnianego Lordi. Alone jest z kolei utworem poprawnym, ale nie daje nam tego, czego moglibyśmy się spodziewać po tytule. Najgorzej z całej płyty wypada Liar, który odszedł od kanonów Iced Earth i Hammerfall jak najdalej mógł w stronę Imagine Dragons. Gdyby Dan Raynolds dodał do swojego utworu Bad Liar trochę gitarowego rzężenia, to obydwa utwory można byłoby ze sobą pomylić. Kolejne utwory właściwie utrzymane są w stylu nadanym przez kilka wspomnianych powyżej, przy nieco większej intensywności w My mind i kilku krótkich solówkach w Missing the point.

Black Room nie jest płytą złą, jest po prostu albumem skrajnie odtwórczym i nieoryginalnym. Zabiera nas w podróż po motelach, w których sypiali bracia Winchester i pubach, które odwiedzaliśmy i odwiedzamy z bohaterami amerykańskich filmów kilku dekad. Zespół powstał z nudy i tej nudy nie udało się twórcom pozbyć. Doszukiwanie się podobieństw, wpływów i analogii może być ciekawe, ale po kilku przesłuchaniach całość zaczyna nużyć i chętniej sięga się do Lordi czy Imagine Dragons niż ich kopii. Nie znajdziemy tu mocy, która napędza DragonForce i Camelot. Stalker jest jak jego nazwa. Jest jak rycerz okrągłego stołu, który urodził się w niewłaściwych czasach i stoczył do poziomu barowego zabijaki. Dla osób, które chcą rozrywki lekkiej i krótkiej nada się w sam raz.

 

Łukasz Filipczyk

3/10

 

Music Wolves - Odstęp

Recenzja Najnowszego albumy Nightwish

Czyli koncept album traktujący o ewolucji W momencie powstawania tego tekstu swoją premierę ma najnowsze wydawnictwo autorstwa Tuomasa Holopainena i spółki, czyli „Human :II: Nature”.…

Więcej ==>

Order of Omega – „333” – recenzja

Maksymalne odhumanizowanie materiału! Jeśli chodzi o anonimizację danych, trzymanie w tajemnicy tożsamości czy jakichkolwiek informacji, pozwalających namierzyć delikwentów, to stwierdzam, że blackowe kapele to potrafią.…

Więcej ==>