Teatr wojny w rytmach sludge/doom
Temat wojny jest eksploatowany przez metalowców od zarania gatunku. Począwszy od „War Pigs” Black Sabbath, po wojenne komentarze szwedzkiego Sabatonu. Wojna, pomimo że jest zjawiskiem z gatunku najgorszych, nie przestaje inspirować. Eksploruje się ją dalej i dalej niczym odnawialne źródło inspiracji. W 2015 roku do grona metalowych zespołów, które za swoją główną inspirację obrały właśnie wojnę, dołączył stołeczny Tankograd, uderzając dwa lata później swym debiutem „Totalitarian”. Teraz Miasto Czołgów przygotowało kolejną ofensywę w postaci albumu „Klęska”. Zapraszam do przeczytania recenzji.
W koncepcji twórczej zespołu Tankograd podoba mi się trafianie w sedno słowem i dźwiękiem niczym pocisk snajpera, który dociera do celu. Na „Klęsce” pierwszym strzałem jest utwór „Za ofiarną służbę” traktujący o zasłużonych żołnierzach, którzy nie byli w smak władzy ludowej. Prawie dziewięciominutowy kolos sunie wolno, po czym nabiera wręcz punkowego sznytu. Na płycie zdecydowanie dominują brzmienia doom/sludge. Są one tak zaaranżowane, że przez cały czas trwania płyty utrzymują uwagę słuchacza. Jest surowo, ostro, ciężko i potężnie. Następnie otrzymujemy wojenny poradnik o tym, jak „Nie dać się zarżnąć”, w którym ciężar miesza się z transem pysznie nas pochłaniającym. Muzyka i teksty wyśpiewywane przez Herr Feldgraua (który również gra na gitarze) to coś na kształt wojennej poezji przepełnionej okrucieństwem i bólem wydarzeń. Znakomite operowanie słowem i moc wyrazu w języku polskim dodają ogromnego ciężaru emocjonalnego zawartości płyty. Jedynym obcojęzycznym utworem na „Klęsce” jest „SLAM”, który stylistycznie skojarzył mi się z najcięższymi dokonaniami Electric Wizard (czyli dla mnie bomba ;)). Całość zamykają kompozycje „Nostalgia” oraz „Polska”. Szczególnie ostatni utwór to energetyczny, ale również ciężki komentarz na dzisiejsze czasy. Szczerze, jeden z najlepszych utworów o naszym kraju, jaki słyszałem, i trochę o podobnym wydźwięku jak „Deutschland” na ostatniej płycie Rammstein.
Panowie z Tankograd nie boją się mówić tego, co sądzą o czasach przeszłych i obecnych. Celnie trafiają z komentarzem i jednocześnie uczą historii.
Druga płyta Tankograd to dzieło ze wszech miar udane. Potężne brzmienie, surowość, ciężar na światowym poziomie i operowanie wojennym klimatem powodują szybsze bicie serca i ciary na całym ciele. Jeśli oczekujecie solidnego, artystycznego przedstawienia „teatru wojny”, to darujcie sobie słodkie pierdy Sabatonu. Spróbujcie ołowiu, jakim częstuje stołeczny Tankograd.
8,5/10 Michał Drab