Prawdziwy Rozpierdol!
Jestem, w mojej opinii, statecznym facetem w wieku blisko czterdziestki, żonato-dzieciatym, bez kredytu, ze stałym źródłem dochodu. W ciągu całego swojego życia wypracowałem właściwe sobie nawyki. Do tych z pewnością należy poranna kawa, którą przyjmuję niemal z nabożeństwem. Dwie kopiaste łyżeczki kawy i jedna łyżeczka cukru to w sam raz, aby zaraz po pobudce dostać dodatkowego kopa, żeby kolejny dzień stał się znośny.
Wszelkie moje nawyki, z takim trudem i mozołem wypracowywane, idą w pizdu po włączeniu najnowszego krążka Terrordome – „Straight Outta Smogtown”. Zawartość bowiem oktanów i kofeiny na wymienionym wydawnictwie totalnie podważa sens porannego poczęstunku owym trunkiem właśnie. Poważnie, ilość skumulowanej energii spokojnie zabezpieczy roczne zapotrzebowanie na prąd niejednego województwa!
„Straight Outta Smogtown” jest trzecim długograjem w karierze krakowian, wydanym jakieś 6 lat po poprzednim – „Machete Justice”. Terrordome na naszym podwórku jest jedną z niewielu kapel specjalizujących się w crossover/thrash i chyba jedyną, która robi to z takim powodzeniem. Zawsze darzyłem ten zespół (jak i jego muzykę) estymą i wiedziałem, czego się spodziewać. Niemniej intensywność dźwięków, jaka się leje (tfu, zapierdala!) z głośników totalnie mnie zaskoczyła i powaliła!
Jako że człowiek jest taką istotą, która, żeby coś zrozumieć, szuka stosownego odniesienia, ja również Terrordome porównywałem dotąd do takiego np. Razor. Szybka, bezkompromisowa muzyka, z zadziorem, wysuniętym środkowym palcem i czapką z daszkiem założoną do tyłu. Są to elementy, które bardzo cenię sobie w muzyce, bowiem świadczą o tym, że zespół czuje to, co gra, wręcz tym żyje. Do tego wszystkiego na ostatnim krążku Terrordome dodał niesamowitą dawkę brutalności i wściekłości. To nigdy nie byli grzeczni chłopcy. Zawsze w ich obecności portfel należało schować gdzieś głębiej albo przechadzać się blisko muru, by w żaden sposób nie zwrócić na siebie ich uwagi. Ale teraz z niegrzecznych chłopców przeobrazili się wręcz w gnojków, pełnych chamstwa i prostactwa. Każdy jeden kawałek na „Straight Outta Smogtown” to nie tyle wyraz pretensji, lecz wręcz wylew przekleństw i niewyszukanych epitetów, wykrzyczanych nam prosto w twarz, przy czym nasz adwersarz za nic ma higienę jamy ustnej.
„Straight Outta Smogtown” to ponad 40 minut intensywnego łomotu, crossover/thrashu na fast forwardzie, który, mimo swojej intensywności, nie nudzi i nie znudzi się nigdy! Strasznie jaram się takim graniem, lubię wspomniany już Razor, ubóstwiam Municipal Waste, czy też Iron Reagan. Jeśli trzymacie płyty wymienionych kapel, Terrordome to jest absolutny must have! 13 wyprowadzonych ciosów (nie licząc intra) prosto w nos, w wyniku których nasza twarz zamienia się w miazgę. Prosto, konkretnie, do przodu! Do tego, jak na crossover przystało, mimo nawałnicy i hałasu, wszystko to jest chwytliwe do bólu, dzięki czemu „Straight…” wchodzi od razu, jak pięćdziesiątka zmrożonej! Ale w przeciwieństwie do niej, najnowszy album Terrordome przy większym spożyciu nie powoduje skutków ubocznych czy przysłowiowego kaca.
Produkcja – mięso. Jest wręcz deathmetalowa, co wprawdzie dodaje sporo ciężaru, to jednak muszę przyznać, że jednak jest najsłabszym ogniwem „Straight….”. Gitary OK, bas również, ale bębny to już chyba gdzieś słyszałem w takiej odsłonie. Nie wiem, gdzie był miks, ale stawiam na Hertz – ten sam preset słyszałem u Vadera, Severe Torture i wielu, wielu innych. Brakuje mi wręcz surowego brzmienia werbla, co byłoby w punkt, zważywszy na rodzaj muzyki granej przez krakowian. Przydałoby się więcej, hmm, organiczności? Trudno to wyrazić, ale mam wrażenie, że z mięsem i ciężarem nieco przedobrzono.
Cały album jest równy, nie ma na nim słabszych kawałków, ale jest jeden, który wyjątkowo się wybija – „Desordem e Regresso” z gościnnym udziałem Jairo Vaza i Manu Jokera. Ten utwór to absolutny killer wśród killerów, top of the top, truskawka na torcie, po prostu TOTALNY BANGER!
Koniec. Album roku. Muzycznie rok 2021 właśnie się skończył. Ja nic więcej nie chcę, tylko mojej żółtej kasety (!!!) ze „Straight Outta Smogtown”! POLECAM!
666/10
Paweł „Kostek” Kostka