Pandemic Madness Tour 2020

 

Bum i … pandemiczne wariactwo? A jakże inaczej opisać to, co się działo na tym zacnym zgromadzeniu. Nie muszę nikomu tych wkurwionych panów z wyżej wymienionych załóg raczej przedstawiać, a zatem… Zatem krótko i na temat. Ragehammer wydał ostatnio nowy album „Into Certain Death” i tu nie ma rozczarowania – jest wpierdol i progres, ale nie o nim tu. Tymek i ekipa dali rozpierdol na dzień dobry, żadnego słabego numeru czy momentu. Siła jaka towarzyszy im na scenie sprawia, iż zastanawiam się, dlaczego oni przeważnie są otwieraczem supportującym. Nie pamiętam ich słabego wybiegu z gigów, na których byłem.  Rzekłbym nawet, że brzmią lepiej niż na krążku i powinni głównie koncerty grać. Dają wszystko z siebie i nawet więcej. Hellstorm po prostu robi ogień wywijasami, wygibasami wokalnie i nie tylko. Powtórzę więc pewien komentarz – „Idealne antidotum na koronawirusa, napierdalają z jajem aż miło”.

Marduk

 

Nie powiem, że nie czekałem z wypiekami tu i ówdzie na ich koncert. Na Mardusia zawsze i wszędzie. Mimo że od premiery „Victoria” mija z jakieś 2 lata, oni prą non stop, czołg Morgana strzela i burzy. W tym roku mają swoje 30-lecie, więc jak przystało, godnie aby setlista była przekrojowa i by każdemu zrobić dobrze. No właśnie… komu? Zmiana nie tylko intro ale również basisty i garowego nie zmieniła wcale tempa, czy w jakimś nietypowym, gorszym stylu wpłynęła na całość. Jest nadal cacy, przepraszam – przechuj w dupę. Na pierwszy ogień Werewolf i Those of the Unlight jeszcze nie rozruszała szanownego towarzystwa, ale był konkret, że aż jeden kolo nabiegał się w młynie. Później już było tylko lepiej, jednak setlista w jakiś dziwny sposób ułożona sprawiła, iż gdzieś w środku dynamika się ulotniła i rozmemłała. Dobór utworów nieco mało satysfakcjonujący, rzekłbym. Fakt, iż nie było tego dużo z Pancer Division, miało być co nieco z każdego albumu, ale przecież nikomu nie dogodzisz.  Ludzie niby skandowali, ale miałem wrażenie, wybrani i ci co chcieli…lub mieli? Amunicja się nagle skończyła?

Vader

 

Peter – jak to ostatnio trafnie okreslił Łukasz Orbitowski – jest chyba cały z metalu. I to słychać, widać i czuć. Rozpoczęcie znakomitym Shock And Awe oraz Into The Oblivion z najnowszego długograja „Solitude In Madness” rozpętał burzę ognia. I potem już tylko najlepsze kawałki z ostatnich płyt, choć o taki Litany, Carnal czy Sothis też zahaczyli. Dla mnie ukoronowanie (wirusa?) zajebistego wieczoru i atmosfery. Tu nie było czego zbierać – tylko trupy lub niedobitki po prawie pewnej śmierci Ragehammer czy czołgu Marduka. Ogólnie rzecz biorąc, wszystko wypaliło zgodnie z planem i jajem. No, może ten czołg nieco wolniej się ruszał i nie wychylił lufy w dobrą stronę…

Arturo

Music Wolves - Odstęp

Żmij – wywiad

Zespół Żmij to całkiem ciekawa załoga, niepozbawiona poczucia humoru, ale i potrafiąca opowiadać swoje historie o słowiańskich poczwarach. Poczytajcie i koniecznie posłuchajcie! DB: – Dlaczego…

Więcej ==>

Tańcował diabeł z wilkami – Czyli wywiad z zespołem Transgresja

Jest to ten moment, w którym dźwięk przejmuje kontrolę, a człowiek ją traci – w obszernym wywiadzie dla Music Wolves o nowej płycie „Radiance of a Thousand Suns” industrial-metalowego Whalesong, pasji, inspiracjach twórczych, koncertach oraz swojej pracy opowiada multiinstrumentalista, wokalista i kompozytor – Michał Neithan Kiełbasa.

Więcej ==>