Z pradawnych czasów, z pradawnych lasów.
Polska to piękny kraj pod kątem geograficznym. Mamy rozległe wybrzeże morza bałtyckiego, piękne góry i malownicze lasy i jeziora na Warmii i Mazurach. I właśnie na te ostatnie miejsca chciałbym zwrócić uwagę w dzisiejszym tekście. Pierwotne, tajemnicze, dzikie tereny na których do czasów nowożytnych kultywowana była wiara w starych bogów oraz wierność przedchrześcijańskim tradycjom. Nic dziwnego zatem, że aura tych terenów udziela się od lat artystom pochodzącym z tamtych ziem i przenika do ich sztuki. Dowodem na to niech będzie trzeci album olsztyńskiej pagan-black metalowej formacji Varmia o enigmatycznym tytule „Bal Lada”.
Grupa zatrzęsła rodzimą sceną w 2017 roku wydając dobrze przyjęty debiut „Z mar twych”. Następnie muzycy postanowili pójść za ciosem i już rok później ukazał się drugi krążek „W ciele nie”. Śledząc karierę zespołu od debiutu przyznam, że poza innowacyjnym podejściem do sztuki zachęcili mnie zawartą w swoich tekstach osobliwą grą słów. Ciekawym zabiegiem było również „studio nagraniowe” za które posłużyła przystosowana do potrzeb muzyków stodoła (nie, nie ta warszawska). Tym razem miejscem nagrań okazał się być XIX wieczny dwór w północnej Polsce. W końcu po trzech latach oczekiwania Varmia uraczyła nas swoim trzecim muzycznym owocem o tytule „Bal Lada”. Czekałem na tę płytę, gdyż z całego serca kibicuję temu zespołowi i uważam, że zasługują na znacznie więcej niż otrzymują na naszym rodzimym rynku. Nowy album potwierdza, że zespół rośnie w siłę i wspina się po stromym i zdradliwym zboczu polskiej muzyki ekstremalnej. Czyni to jednak uparcie i konsekwentnie wydając album solidny i bardzo dojrzały. Mamy tu sunące wolno, metalowe riffy, liryczne zaklęcia rzucane transowym głosem Lasoty, frontmana zespołu oraz szczyptę folku w postaci różnej maści instrumentów etnicznych (w szczególności dętych). W opozycji do trzech czwartych zespołów obracających się w klimatach folk-metalowych Varmia tym zabiegiem dodaje sobie tylko i wyłącznie powagi i dostojności zamiast przaśnego, cukierkowego pitolenia. Bardzo na plus. Jako fanowi i słuchaczowi zapadły mi najbardziej w pamięć utwory „Bielmo”, „ Na zachód”, „Ten blask co po nim śmierć” (z przepięknym teledyskiem niczym z mrocznej baśni). Potężne wrażenie robi również utwór „O” przenoszący nas ponad tysiąc lat wstecz na miejsce tajemnego rytuału pośród starych dębów (oj kłania się tu Wardruna, kłania ;)). Całość wieńczy „Koniec” w którym budzą się duchy przodków oraz energia prasłowiańskiej natury i wychodzą nam, żywym, naprzeciw.
Co do tekstów na płycie zaskoczyło mnie poza dominującym językiem polskim użycie elementów języka pruskiego (!) o którym byłem przekonany, że jest językiem martwym. Jak widać dziedzictwo nie zginęło.
Nowa płyta Varmii „Bal Lada” to prawdziwa gratka dla fanów metalu w odmianie pagan, black czy folk. To jak chram zbudowany na solidnych fundamentach w którym płonie święty ogień a sam zespół zamienił się już w dobrze umocniony gród który gotów jest rozsyłać rodzimą moc na cztery strony świata.
Sława!
8.5/10 Michał Drab