Sentymentalny powrót do lokalnego podziemia!
Jakoś tak się złożyło, że ostatnie redakcyjne zlecenia wyjątkowo mi siadły. Po niesamowitym wręcz Sinistrous Diabolus, którego recenzję zapewne już gdzieś w serwisie znajdziecie, tym razem na ruszt idzie gliwicki Vox Interium ze swoim „Yearning”.
Sprawa dość ciekawa, bo zespół funkcjonował (tak, funkcjonował ☹) całkiem niedaleko mnie – w Gliwicach, a więc jakieś 15 minut jazdy aczwórką przy dopuszczalnej prędkości. Mimo to zespół dla mnie totalnie anonimowy, co jest o tyle zaskakujące, że, poza naprawdę niewielkim dystansem, to jeszcze stylistyka zespołu mocno trafiła w moje dość wymagające gusta.
Vox Interium oferuje nam, moi drodzy, death metal przeniesiony w czasie z wczesnych lat dziewięćdziesiątych. Coś wspaniałego! Już wielokrotnie dawałem wyraz temu, jaki sentymentalny ze mnie człowiek, więc innych wrażeń w przypadku gliwiczan być nie może. Co interesujące, zespół nie rżnie po prostu ciężkich, szybkich riffów, lecz tak kombinuje w swoich kompozycjach, że wychodzi im coś całkiem ciekawego, a nie tylko deathmetalowa młócka (aczkolwiek takową również lubię). Zresztą zawsze uważałem, że polskie zespoły do death metalu próbowały wnieść coś więcej, aniżeli wymagane minimum w postaci ciężaru i szybkości. Zawsze, mniej lub bardziej udanie, próbowały wnieść coś ponad kanon. Przykłady? Prosz…. Sceptic, Lost Soul, Trauma, Devilyn, Dies Irae. W przypadku Vox Interium i ich „Yearning” nie jest inaczej.
Na trzecią w dorobku zespołu płytę składa się 10 utworów, łącznie kradnących nam z życia jakieś 40 minut. Ja osobiście z pewnością narzekać na upływ czasu w towarzystwie „Yearning” nie zamierzam, bowiem muzyka zawarta na krążku jest po prostu ciekawa. Ot co! Generalnie Vox Interium proponuje muzykę graną w średnich tempach, czasem przechodząc w cwał. Blasty? Jak na lekarstwo, ale bywają. Muzyka jest chwytliwa, mocno umocowana na thrashowych podstawach. Do tego spora ilość melodii, lecz spokojnie, nie cukierkowych, typowych dla mdłego melodic death metalu. Tu jest konkret! Jest masywnie, jest agresywnie, ale z głową. Kolejnym duuuuużym plusem są solówki, grane dość często i na naprawdę wysokim poziomie. I wokal! Typowy, wręcz wzorcowy old school – głęboki, wyraźny growl. Czasem wokalista wchodzi w wyższe rejestry – dla dodania dynamiki i dramatyzmu utworom. Jeśli miałbym doszukiwać się podobieństw, czy też inspiracji, widziałbym takowe w muzyce Nocturnus. Daje to jakieś pojęcie tego, czego można spodziewać się po Vox Interium (przy czym Ślązacy nie korzystają z klawiszy).
Produkcja w porządku. Jakoś specjalnie nic płyty nie psuje, ani też nie powoduje, że jej brzmienie jest jakieś niesamowite. Jest ok, aczkolwiek wydaje się, że jednak perkusja mogłaby brzmieć nieco masywniej.
W sumie solidna dawka dobrego, oldschoolowego death metalu jaki lubię, darzę wielkim sentymentem i szacunkiem. Przyczepiłbym się do nieco „cheesy” tytułów utworów oraz okładki, mocno jaskrawej, kojarzącej się z wczesnymi okładkami Slayera, przy czym wykonanie to jakaś druga liga…
Podsumowując – polecam. Aż szkoda, że zespół się rozpadł. Oferowany repertuar doskonale wypadłby na żywo, jestem o tym święcie przekonany. A tak, zostaje nam wyłącznie zadowalać się tym, co po zespole zostało na nośnikach…
7,5/10
Paweł „Kostek” Kostka