Sabbathowski riff i zielony duch

Ile można grać riffy inspirowane Black Sabbath? Odpowiedź brzmi: W kółko. Choćby nie wiem jak starać się na unikatowość wszystkie zespoły rockowe i metalowe mają w sobie przynajmniej jeden procent wpływów ojców heavy metalu z Birmingham. Riffy Tonego Iommiego nadały kształt całej muzyce gitarowej i z tym się po prostu nie dyskutuje. A to, że w ciągu ostatnich lat jak grzyby po deszczu wyrastają zespoły z gatunków stoner/doom to znaczy, że jest „klęska urodzaju”. I czy się to komuś podoba czy nie, że według niektórych stoner i doom to wtórne i nudne gatunki niech spojrzy sobie na bluesa a odpowiedź nasunie się sama.

I tutaj na scenę wjeżdżają bohaterowie tego tekstu – fiński zespół Wizards of Hazards. Nazwa bardzo sugestywna, ale idealnie pasująca do charakteru muzyki zawartej na płycie „Supernatural”. Jakkolwiek by nie patrzeć, okładka przedstawiająca zieloną twarz z ogromnymi, srebrzystymi oczami może sugerować, że zaraz zatoniemy w niesamowicie wolnych, leniwych riffach. Nic bardziej mylnego. Wizards of Hazards oferuje nam solidnie wykonany heavy metal z wyraźnymi wpływami gatunków stoner/doom i iście sabbathowskim riffem. Najbliżej tej płycie moim zdaniem jest do dokonań Black Sabbath z Ronniem Jamesem Dio oraz późniejszego zespołu Heaven and Hell. Począwszy od mocarnego uderzenia w „Grapes of Wrath” przez kusząco bujające „Dusk & Dawn”, oniryczne „Moonpowers” dostajemy paletę pysznych kąsków inspirowanych klasycznymi rozwiązaniami kompozycyjnymi.

Czasem te inspiracje są nad wyraz widoczne, gdy skupiając się na wokalu Ville Villmana słychać bardzo wyraźne inspiracje Dio i choćby nie wiadomo jak gość się starał, przez cały czas trwania płyty skojarzenia będą naturalne. Ale nie jest to absolutnie zarzut (przynajmniej nie dla mnie). Twórczość Dio jest wciąż żywa i dobrze, że są dalej artyści dla których był niedoścignioną inspiracją. Tak samo do grona zalet tego albumu zaliczę przystępną długość utworów. Poza ostatnim na płcie „Supernatural” trwającym prawie 7 minut wszystkie skumulowane są w przedziale od niespełna czterech do pięciu minut. W końcu Sabbath też nie zwykli tworzyć 10 minutowych kompozycji gdzie jeden riff trwa 4-5 minut :).

Drugi album Finów z Wizards of Hazards to ciekawa zajawka dla fanów wyżej wymienionych gigantów. Nic odkrywczego, bo i po co? Ale za to dużo przyjemności ze słuchania. Sabbath wiecznie żywy! 🙂

7/10 Michał D.

Music Wolves - Odstęp

Horda – Form (2023) – recenzja

Nadciąga Horda! Czas wrócić ponownie do Polski. Dokładniej w okolice Tarnowa. Stamtąd bowiem pochodzi zespół Horda, który niezależnie, 4 marca 2023 roku, wydał swój drugi…

Więcej ==>